polski socjolog, filozof, eseista Z Wikiquote, wolnego zbiornika cytatów
Zygmunt Bauman (1925–2017) – polski socjolog, filozof, eseista.
(wyd. Warszawa 2000)
Dziś dla odmiany jest oczywiste, że doświadczenie nowoczesnego człowieka nie jest bynajmniej takie, jakim je malowali nowocześni filozofowie (i socjologowie, rzecz jasna): nie jest ono próżnią czekająca na wypełnienie treścią, nie jest bezkształtną plazmą czekającą na uformowanie przez specjalistów wyposażonych w ekskluzywne narzędzia hermeneutyczne. Doświadczenie jest, przeciwnie, od pierwszej chwili znaczące, zinterpretowane i rozumiane przez tych, którzy je przeżywają – ów stan znaczenia, zinterpretowania i zrozumienia jest ich sposobem bycia.
Źródło: s. 137
Fundamentalizm religijny nie jest zwiastunem restauracji przednowoczesnego irracjonalizmu. (…) Jest on, przeciwnie, ofertą „racjonalności alternatywnej”, skrojonej na miarę problemów, które gnębią członków ponowoczesnego społeczeństwa. Jak wszystkie odmiany racjonalizmu, i ta alternatywa dzieli i selekcjonuje, jej preferencje różnią się od preferencji narzucanych przez zderegulowane siły rynkowe – co samo w sobie nie czyni jej bardziej ani mniej racjonalną od bezosobowej logiki rynku. Jeśli racjonalizm rynkowy podporządkowany jest zasadzie wolności wyboru i kwitnie w sytuacji niepewności przez konieczność wyboru wzniecanej, to racjonalizm fundamentalizmu stawia na pierwszym miejscu pewność decyzji i ubezpieczenie od ryzyka, i potępia wszystko, co spokój ducha podważa, a więc głównie kapryśną z natury wolność jednostkową. W fundamentalistycznym wydaniu religia nie jest „sprawą osobistą”, sprywatyzowaną jak wszystkie inne wybory indywidualne i prywatnie praktykowaną, ale czymś w rodzaju compleat mappa vitae: stanowi ona prawa wiążące każdą, najintymniejszą nawet dziedzinę życia, zdejmując w ten sposób nieznośny ciężar odpowiedzialności z barków jednostki – tych barków, którym ponowoczesna kultura przypisała siłę herkulesową.
Trudno się wszakże spierać o realność pytań, na które na swój sposób fundamentalizm odpowiada. Rzecz nie w tym, jak dowieść błahości lub złudności pytań, ale w tym, jak znaleźć na nie odpowiedź niezakażoną wirusem totalitaryzmu.
Bo trzeba przyznać, że demokratycznie wybrane rządy spisują się znakomicie w roli agentów rynku towarowego oraz akwizytorów jego światopoglądu.
Dobrze prosperujący przedsiębiorcy i kupcy są żywotnie zainteresowani tym, aby silna, bezwzględna i dysponująca środkami przymusu władza państwowa tłumiła wszelkie zarzewia napięć, zanim osiągną one punkt zapalny.
Głównym i podstawowym powodem, dla którego państwo zajmuje się dzisiaj ubogimi, jest już jednak nie chęć utrzymania ich w dobrej formie fizycznej i psychicznej, ale nadzorowanie. Należy pilnować, aby nie wyrządzali szkód i nie sprawiali kłopotów: trzeba ich kontrolować, obserwować, monitorować i dyscyplinować. Instytucje zajmujące się ludźmi biednymi i niezaradnymi życiowo nie są kontynuacją instytucji państwa opiekuńczego. Mimo mylących nazw, służą raczej wykluczeniu niż przyłączeniu, są narzędziem izolowania, a nie integrowania ubogich.
Warunkiem sine qua non sprawowania skutecznej politycznej kontroli nad siłami gospodarczymi jest to, aby instytucje polityczne i gospodarcze operowały na tym samym poziomie – a dziś tak się nie dzieje. Prawdziwa moc, ta, która rozstrzyga o liczbie opcji i szans życiowych dostępnych większości żyjących dzisiaj ludzi, wyparowała z państwa-narodu w globalną przestrzeń, gdzie unosi się i przemieszcza poza wszelką polityczną kontrolą.
Bez zaufania, solidarności i odpowiedzialności nie można być pewnym siebie. Nie można mieć odwagi. Być człowiekiem. Zaufanie, solidarność i odpowiedzialność, te trzy filary, które są ukrytą podstawą naszego bycia w świecie, one się teraz trzęsą i grożą zawaleniem. A my o nie się nie troszczymy jak trzeba. Nie rozpatrujemy nowych wydarzeń i skrętów z punktu widzenia tego, jaki one mają wpływ właśnie na zaufanie, solidarność i odpowiedzialność.
Źródło: rozmowa Tomasza Kwaśniewskiego, Więc będzie wojna?, „Gazeta Wyborcza” 14–15 kwietnia 2012.
Brak respektu dla samej siebie, jaki cechuje podklasę, która w wielu krajach zastąpiła zdemontowany już przez globalizację proletariat, uniemożliwia członkom podklasy zarówno zbudowanie jakiejś tożsamości zbiorowej, jak też mobilizację polityczną.
Dobrze wytresowani konsumenci – a takimi jesteśmy w zasadzie wszyscy, i to w coraz młodszym wieku – mają tendencje do postrzegania świata jako magazynu produktów. Relacja między klientem i towarem staje się wzorcem dla wszystkich innych związków, także międzyludzkich. Obowiązują przy tym dwa założenia. Po pierwsze – towar musi sprawiać przyjemność. Po drugie – nie ma żadnego powodu, by dochować wierności produktowi, jeśli nie spełnia już swej roli lub pojawią się bardziej obiecujące oferty.
Źródło: Samotni chodzą stadami, rozmowa Hansa von der Hagena, „Süddeutsche Zeitung”, tłum. „Forum”, 26 kwietnia 2011
Drugą połowę zeszłego wieku w sferze ekonomicznej zdominowały dwa na pozór niepodważalne założenia, które wpłynęły głęboko na zachowania indywidualne i zbiorowe. Pierwsze brzmiało: PKB kraju stanowi panaceum na wszystkie problemy społeczne, jego wzrost oznacza, że wszystkie bolączki zostaną rozwiązane. Drugie – dążenie do szczęścia idzie łeb w łeb ze wzrostem konsumpcji. To przekonanie zrodziło bardzo dużo cierpienia i w sferze materialnej, i w duchowej, naruszyło też poważnie zasoby naturalne naszej planety.
Źródło: rozmowa Giulio Brottiego, Szczęście to nie kawa rozpuszczalna, „L’Osservatore Romano”, 20 października 2013, przeł. Katarzyna Pawłowska-Salińska, „Gazeta Wyborcza”, 26–27 października 2013.
Dwa (…) oskarżenia – o marnotrawstwo dóbr i znieczulicę moralną – wytoczone przez pionierów socjalizmu kapitalizmowi, nie utraciły nic ze swej mocy ani aktualności; jeśli już, to dowody kapitalistycznej winy gromadzą się dziś i pęcznieją w bezprecedensowej, bo planetarnej skali – najbardziej bodaj jaskrawo na obszarach dziś dokonującej się, z opóźnieniem, „pierwotnej akumulacji kapitału”. Choćby w Indiach, owym koronnym przykładzie oszałamiających postępów kapitalistycznej globalizacji, garstka multimiliarderów współżyje z 250 milionami ludzi zmuszonych do wegetowania za jeden dolar dziennie.
Dzisiaj państwa narodowe pozbyły się większości swojej mocy. Moc szybuje w niedosiężnej dla polityki państwowej rejonach. Bo polityka do dziś pozostaje taka, jak była dawniej, czyli lokalna. Z jednej strony mamy więc moc niekontrolowaną politycznie, a z drugiej politykę paraliżowaną przez deficyt mocy.
Źródło: rozmowa Tomasza Kwaśniewskiego, Więc będzie wojna?, „Gazeta Wyborcza” 14–15 kwietnia 2012
Gdyby pan zaprowadził Arystotelesa na Wiejską, to pewnie by mu się tam nawet spodobało – bo kłócą się, głosują, większość decyduje – ale gdyby mu pan powiedział, że to jest demokracja, wybuchnąłby śmiechem. Bo do ateńskiego rynku ma się to nijak, choć pełni podobne funkcje. To, co się w obecnym stuleciu na szczeblu globalnym wytworzy, też będzie spełniało funkcje polityki na szczeblu państwa narodowego, ale nie będzie do znanych nam mechanizmów podobne.
Ja za utopiami nie tęsknię. Dla mnie dobre społeczeństwo to takie, które wie, że nie jest dość dobre. Więcej mi nie potrzeba. Potrzebne są wizje rysujące odpowiedź na proste pytanie, jakie społeczeństwo mogłoby być lepsze. Natomiast utopie zawsze ginęły w detalu, popadając w dogmatyzm, a stąd już krok do totalitaryzmu. (…) Wyobrażano sobie dobre społeczeństwo jako twór skończony, dookreślony w najmniejszym detalu, doskonały. Taki, w którym niczego nie trzeba już zmieniać i każda zmiana musi być zmianą na gorsze. Ostatecznym szczęściem miał być bezruch i monotonne samoodtwarzanie.
Jakąkolwiek z licznych dokuczliwych i bolesnych spraw trapiących dziś planetę rozważamy, poszukiwania sposobów ich załatwienia nieodmiennie prowadzą do prawdy, jaką ignorować możemy tylko na naszą – wspólną – zgubę: że mianowicie rozwiązania globalnych problemów mogą być tylko, muszą być, podobnie owym problemom globalne.
Jedyne, czego możemy być dziś pewni, to niepewność.
Źródło: „Forum”, 16 stycznia 2012.
Jeśli ja panu dam dolara i pan mi da dolara, to każdy z nas ma po jednym dolarze. Ale jak ja panu dam myśl i pan mi da myśl, to każdy z nas ma dwie myśli. Na tym właśnie polega różnica między kradzieżą dolara i przyswojeniem sobie myśli czy melodii.
Źródło: rozmowa Tomasza Kwaśniewskiego, Więc będzie wojna?, „Gazeta Wyborcza”, 14–15 kwietnia 2012
Jeśli mój Bóg jest jeden, to człowiekowi, który jest o tym przeświadczony, wolno pozwolić sobie na wszystko wobec tych, którym owego przeświadczenia zabrakło.
Kiedyś było tak, że jak pracownicy Forda żądali podwyżki, to Ford im ją dawał. A robił to dlatego, że chciał ich zatrzymać, żeby ta przeszkolona, zdyscyplinowana siła robocza nie uciekła do konkurentów. Dlaczego? Ano dlatego, że tak jak ich życie zależało od Forda, tak bogactwo Forda zależało od robotników. On nie mógł zapakować w walizki swoich zakładów w Detroit i wysłać ich na przykład do Bangladeszu. Ale dzisiaj przecież tak nie jest. Dzisiaj kapitał podróżuje w czasie realnym.
Źródło: rozmowa Tomasza Kwaśniewskiego, Ignoranci i impotenci, „Duży Format”, 18 listopada 2010
Konsumpcja stała się doskonałą metodą podkreślania różnic społecznych i zyskiwania pewności siebie. Jednocześnie zapobiega wyrzutom sumienia. Jeśli ludziom brakuje czasu dla rodziny, bo muszą zarabiać na utrzymanie, szukają kompensacji. A rynek oferuje materialną namiastkę troskliwości, przyjaźni, miłości. Akt zapłaty w kasie zastępuje wyrzeczenie, które mogłoby się wiązać z odpowiedzialnością za innych.
Źródło: Samotni chodzą stadami, rozmowa Hansa von der Hagena, „Süddeutsche Zeitung”, tłum. „Forum”, 26 kwietnia 2011
Konsumpcję ogłoszono już obowiązkiem obywatelskim. Pamiętamy, że w okresie turbulencji po zamachach terrorystycznych na World Trade Center George W. Bush apelował do rodaków: Amerykanie, chodźcie na zakupy!
Źródło: Samotni chodzą stadami, rozmowa Hansa von der Hagena, „Süddeutsche Zeitung”, tłum. „Forum”, 26 kwietnia 2011
Krzyczeć „wolność” jest przyjemnie, a jak ona przychodzi, to potem ludzie szukają ojca Rydzyka, żeby powiedział, kto tam konspiruje i przeszkadza. Fundamentalizm jest ubocznym produktem wolności. Bo wolność przychodzi zawsze łącznie z ryzykiem i niepewnością. Nie można mieć wolności bez niepewności.
Źródło: rozmowa Tomasza Kwaśniewskiego, Więc będzie wojna?, „Gazeta Wyborcza”, 14–15 kwietnia 2012
Ludzie upokarzani są gniewni i szukają środków, by gniew ten wyładować. (…) Zamiast zespolonych i zwartych zbiorowości mamy do czynienia z rojami. Siła roju polega na tym, że może przejść do porządku dziennego nad prawdziwymi różnicami idei, poglądów, preferencji, które dzielą poszczególnych członków. (…) Negatywna siła roju, jego moc „oczyszczania gruntu pod budowę” jest olbrzymia. Ale kiedy dochodzi do budowania, wychodzą na wierzch utajone różnice, rozpraszając złudzenie solidarności celów.
Źródło: rozmowa Tomasza Kwaśniewskiego, Więc będzie wojna?, „Gazeta Wyborcza”, 14–15 kwietnia 2012
Nie wystarczy ogłosić człowieka autorem własnego losu, ponoszącym pełnię wynikającej z własnych działań odpowiedzialności. Trzeba nadto dać mu środki na wywiązanie się z niej. A jest to zadanie społeczeństwa.
Nieraz myślę, że ruch antyglobalistyczny przypomina z nazwy ruch przeciwników zaćmienia słońca. Globalizacja jest czymś, co się nam już zdarzyło. Globalizacja znaczy po prostu, że wszyscy jesteśmy od siebie nawzajem zależni – nie można analizować tego, co dzieje się w dowolnym miejscu na Ziemi i nie wziąć jednocześnie pod uwagę procesów dotyczących całego świata. Jest to ogólnoplanetarna współzależność relacji międzyludzkich.
Źródło: rozmowa Michała Bilewicza, Krzysztofa Iszkowskiego i Tomasza Ostropolskiego, Handlarze strachu, „Krytyka Polityczna” nr 4, 2003.
Ostatnie dekady były czasem niebywałego rozmnożenia wszelkich form wyższego wykształcenia i nieprzerwanego wzrostu liczebności zastępów studentów. Tytuł uniwersytecki obiecywał wyśmienite posady, dobrobyt i splendor: pula gratyfikacji rosła wprost proporcjonalnie do stale poszerzającej się liczby osób z dyplomami. Dzięki koordynacji między popytem a podażą, rzekomo z góry ustalonej, gwarantowanej i niemal automatycznej, trudno było się oprzeć uwodzicielskiej mocy obietnicy. Teraz jednak tłumy uwiedzionych zmieniają się hurtowo i błyskawicznie w zastępy sfrustrowanych. Pierwszy raz za naszych czasów, cały rocznik absolwentów staje przed dużym prawdopodobieństwem, a wręcz pewnością wykonywania dorywczych, tymczasowych, i niestabilnych prac, nieodpłatnych „szkoleniowych” pseudo-prac, kłamliwie przemianowanych na „praktyki” – wszystko to znacznie poniżej nabytych umiejętności i lata świetlne poniżej poziomu oczekiwań. Albo doświadczają bezrobocia trwającego dłużej, niż zajęłoby kolejnemu rocznikowi absolwentów dodanie swoich nazwisk do i tak niebywale długiej listy oczekujących na pracę.
Otoczę pana taką rutyną, tak szczegółową, żeby pan nie miał wyboru. Żeby pan był jak ten robotnik przy taśmie, za którego taśma decyduje, co on ma w danej chwili robić. Poza tym na przykład nie pozwolę panu wychodzić na papierosa, każę się wpisywać do książki wejść i wyjść. Te reguły nie będą miały istotnego sensu, ich jedynym zadaniem będzie wsadzenie pana w ramy, z których nie ma wyjścia. I jak już pan będzie spętany, ręce i nogi w kajdanach, może pan robić tylko dozwolone ruchy, to ja muszę swoje ręce rozwiązać.
Opis: o współczesnym sposobie panowania nad ludźmi.
Źródło: rozmowa Tomasza Kwaśniewskiego, Ignoranci i impotenci, „Duży Format”, 18 listopada 2010
Paradoks: młodzi dziś ludzie, między 16 a 25 rokiem życia, są pierwszą najbardziej wykształconą generacją w historii, a zarazem najbardziej bezrobotnym pokoleniem w dziejach ludzkości. To wielkie nieszczęście. Miliony młodych, którzy nie wiedzą co ze sobą zrobić, czują się zbędni i zaciągają się na służbę dla przemocy. To się w ostatnich latach nasila.
Po kilku dekadach rosnących oczekiwań młodzi ludzie wkraczający dziś w dorosłe życie stają wobec ich obniżania się – zbyt szybkiego i gwałtownego, by mieć nadzieję na łagodną i bezpieczną drogę w dół. Na końcu każdego z tuneli, którymi ich przodkowie musieli przechodzić w ciągu życia, świeciło jasne, oślepiające światło. Obecnie mamy do czynienia raczej z długim, ciemnym tunelem ciągnącym się za każdym z kilku mrugających, drżących i szybko gasnących świateł, które próbują na próżno przebić się przez mrok.
Populizm to coś bardzo charakterystycznego dla naszych czasów. Populizm to jest praktyka polityczna próbująca kanalizować autentyczne strachy, na które państwo wpłynąć nie może.
Źródło: rozmowa Michała Bilewicza, Krzysztofa Iszkowskiego i Tomasza Ostropolskiego, Handlarze strachu, „Krytyka Polityczna” nr 4, 2003.
Postulowane przez wizję socjalistyczną wyniesienie społeczeństwa do rangi wspólnoty z prawdziwego zdarzenia wymaga przestrzegania dwu zasad. Po pierwsze, że powołaniem społeczeństwa i jego właśnie obowiązkiem jest zapewnienie egzystencjalnego bezpieczeństwa każdemu i wszystkim swym członkom – a to przez żyrowanie zbiorowej polisy ubezpieczeniowej od jednostkowej niedoli i nieprzychylności jednostkowego losu. Po drugie: że na podobieństwo nośności mostu, której nie mierzy się wszak średnią wytrzymałością przęseł lecz mocą nośną najsłabszego z nich, albo mocy łańcucha, której nie mierzy się przecież średnią wytrzymałością ogniw, ale mocą najsłabszego z nich, jakości społeczeństwa nie należy mierzyć przeciętną bytowych warunków, lecz jakością życia najsłabszej jego części.
Przez 85 lat życia nie znalazłem ani jednego układu społecznego w przeszłości bądź w teraźniejszości geograficznej bliskiej czy dalekiej, który byłby wolny od wad i nie wymagał naprawy.
Źródło: rozmowa Tomasza Kwaśniewskiego, Ignoranci i impotenci, „Duży Format”, 18 listopada 2010
Przymus nie zmienił się, zmieniła się tylko jego nazwa, a wraz z nią postawy, jakie wartościująco obciążona nazwa wzbudza, i strategie, jakie wyzwala…
Źródło: Ciało i przemoc w obliczu ponowoczesności, UMK, Toruń 1995
Rozwiewają się naraz dwie iluzje – jedna, że toksyny nierówności można zneutralizować, udomowić, unieszkodliwić dzięki napędzanemu edukacją awansowi społecznemu, oraz druga, groźniejsza, że edukacja może ten awans podtrzymać. Rozpad iluzji zapowiada kryzys edukacji, jaką znamy. Ale też dewaluację ulubionej, powszechnej u nas wymówki usprawiedliwiającej istniejące nierówności.
Źródło: Niepewna przyszłość merytokracji, „Gazeta Wyborcza”, 26–27 marca 2011
„Solidarność” była zjawiskiem charakterystycznym dla minionego już społeczeństwa producentów, gdy w społeczeństwie konsumentów jest już tylko z nostalgii poczętą fanaberią, choćby nawet członkowie nowego wspaniałego świata konsumentów roili się w tych samych sklepach i w tych samych dniach i godzinach, wiedzeni przez „niewidzialną rękę rynku” z tym samym powodzeniem, z jakim zaganiani byli do taśm montażowych przez szefów i wynajętych przez nich nadzorców.
Sposób życia przyjęty od pewnego czasu przez gatunek Homo sapiens, sposób ochrzczony mianem „kapitalizmu”, (…) polega, nie tyle na samoodtwarzaniu się, ile na kompulsywnej ekspansji; nie mógł kapitalistyczny sposób życia i ludzkiego współżycia trwać inaczej niż na drodze „reprodukcji rozszerzonej” wbudowanej w jego sposób istnienia – będącej jego sposobem istnienia.
Źródło: Panika wśród pasożytów, czyli komu bije dzwon, „Gazeta Wyborcza”, 2–3 października 2010
„Sprawiedliwe społeczeństwo” to społeczeństwo trwale wyczulone na wszelkie przypadki niesprawiedliwości i zawsze skwapliwe do podjęcia działań je korygujących, bez czekania na porozumienie co do uniwersalnego modelu sprawiedliwości. W nieco innych i być może prostszych słowach, idzie tu o społeczeństwo dbające o dobro klas najniższych; poprzez „dobro” rozumiemy tu możność praktyczną realizacji formalnego ludzkiego prawa do godnego bytu – a więc przekształcenia „wolności de iure” w „wolność de facto”.
Statystyki wskazują, że w krajach, które zaszły dalej na drodze od państwa opiekuńczego do społeczeństwa ryzyka, w których szybciej rośnie nierówność społeczna i rozwarstwienie, dużo więcej osób ma wymagające leczenia problemy psychiczne. W krajach o dużych i szybko rosnących nierównościach – jak USA czy Wielka Brytania – ludzie trzykrotnie częściej zapadają na choroby psychicznie niż w społeczeństwach najmniej rozwarstwionych. Podobnie jest z niezdrową otyłością, przestępczością młodocianych, ciążami nastolatek. (…) W krajach, gdzie rozwarstwienie jest słabsze, ludzie żyją dłużej, bez względu na status materialny.
Strach polityczny nie jest już strachem naturalnym. Trzeba ludzi najpierw zastraszyć w taki sposób, aby państwo jawiło się niczym Bóg. Władza oficjalna wzbudza strach i zaraz spieszy z obietnicą wybawienia od grożącego niebezpieczeństwa.
Źródło: rozmowa Michała Bilewicza, Krzysztofa Iszkowskiego i Tomasza Ostropolskiego, Handlarze strachu, „Krytyka Polityczna” nr 4, 2003.
Teraz natomiast zrobiła się wielka wolność wyboru, mnóstwo prac do wybierania przebierania, a przy tym wszystko kruche i nietrwałe. Czy pan wie, ile wynosi przeciętna długość zatrudnienia w Dolinie Krzemowej? W tym miejscu, gdzie zatrudnia się najlepszych z najlepszych, crème de la crème umysłów robiących w awangardzie światowego postępu? Osiem miesięcy.
Źródło: rozmowa Tomasza Kwaśniewskiego, Ignoranci i impotenci, „Duży Format”, 18 listopada 2010
Upadek muru berlińskiego był nie tylko uwolnieniem świata od groźby totalitaryzmu i zagłady nuklearnej. (…) To nieprawda, że strach wynikał tylko z tego, że gromadziły się głowice. Tam było coś więcej – ciśnienie mitu alternatywnego społeczeństwa. (…) Bano się, że jeśli nie zrobi się czegoś, żeby załatać dziury w sytuacji społecznej w świecie demokracji kapitalistycznej, to ludzie się zbuntują w imię tamtej alternatywy. Taką drogą komunizm narzucał poniekąd reszcie świata porządek dnia: podjęcie takich zadań jak walka z niedolą, upokorzeniem, upośledzeniem ludzkim, rekompensata za rolę klasy robotniczej w procesie tworzenia bogactwa, prawo do edukacji dla wszystkich czy opieka zdrowotna. Podjąwszy się tych zadań, kapitalistyczna reszta świata robiła to za pośrednictwem socjaldemokracji, która pchała w tym kierunku, z o wiele większym powodzeniem niż sam komunizm.
Uważam, że nie mają racji optymiści, którzy twierdzą, że żyjemy w najlepszym ze światów, ani też pesymiści, którzy podejrzewają, że optymiści mogą mieć rację… Przyłączam się do trzeciej kategorii naszych współczesnych – ludzi z nadzieją, którzy uważają, że świat można uczynić bardziej dla ludzi gościnnym, niż jest w tej chwili.
Używanie słowa „prawda” w liczbie pojedynczej w świecie polifonicznym podobne jest domaganiu się klaskania jedną ręką… Jedną ręką można bić po mordzie, ale nie klaskać. Jedyną prawdą też można walić (w tym celu ją zresztą wymyślono…), ale nie można się z jej pomocą zabierać do dociekania kształtów ludzkiej kondycji (dociekania, które ze swej istoty może i musi się dokonywać tylko w dialogu, czyli przy jawnym albo milczącym, ale zawsze aksjomatycznym założeniu alternatywy).
W dzisiejszym świecie konsument zastąpił obywatela.
Źródło: Publicystyczny komentarz socjologów, red. Jan Szczepański, Wydawn. Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, 2006, s. 403.
W końcu balon współczesnych społeczeństw przestanie wytrzymywać pod ciśnieniem modernizacji. Co jednak nastąpi po wybuchu?
Źródło: rozmowa Michała Bilewicza, Krzysztofa Iszkowskiego i Tomasza Ostropolskiego, Handlarze strachu, „Krytyka Polityczna” nr 4, 2003.
W naszych społeczeństwach, gdzie jak słyszymy, gospodarkę napędza wiedza i karmi informacja, a sukces zależy od edukacji, wiedza przestaje być rękojmią powodzenia, a wykształcenie nie dostarcza gwarantującej sukces wiedzy.
Źródło: Niepewna przyszłość merytokracji, „Gazeta Wyborcza”, 26–27 marca 2011
Wolność jest zawsze dotknięta koniecznością kompromisu. Wolność absolutna, która jednocześnie godzi obie strony, jest niemożliwa. Granice są przedmiotem nieustannych sporów. Ciągle będziemy negocjować, kłócić się. Każde rozwiązanie będzie zadowalało kogoś, a wściekało kogoś innego. Każde rozwiązanie będzie wystawione na falę zmiennych mód. Raz będzie to najlepsze rozwiązanie z możliwych, za chwilę pojawi się następne, lepsze. Ten spór o granice między dozwolonym i niedozwolonym, moralnym i niemoralnym będzie trwał, bo tych granic nie da się ustalić raz na zawsze, a ludzie nigdy nie przestaną próbować tego robić.
Źródło: Księga cytatów 2013, „Gazeta Wyborcza”, 21–22 grudnia 2013.
Wszystkie dostępne kapitalizmowi sposoby radzenia sobie z kłopotami, które sam na co dzień i w masowej skali wytwarza, zakładają nieprzerwany wzrost dochodów. A znów ów wzrost dochodów „reprodukcją rozszerzoną” zwany jest nie do pomyślenia bez znajdowania i przechwytywania pod eksploatację coraz to nowych „ziem dziewiczych”, dotąd przez kapitalizm nietkniętych, a więc dotąd jego logice samopożerania nie poddanych, z sił żywotnych (czytaj: dochodowego potencjału, zdolności pomnażania zysków) jeszcze nie wyssanych i z żyzności nie obrabowanych.
Źródło: Panika wśród pasożytów, czyli komu bije dzwon, „Gazeta Wyborcza”, 2–3 października 2010
Z nadania globalizacji i jednoczesnego rozwodu mocy i polityki, państwa stają się niczym więcej niż nieco większymi sąsiedztwami, zamkniętymi w nieprecyzyjnie zarysowanych, nieszczelnych i nieefektywnie chronionych granicach (…) „Naprzód” do „małych państw” sprowadza się w swej istocie do „z powrotem do plemion”. Na terenie zaludnionym przez plemiona, zwaśnione strony stronią od wzajemnych kontaktów i wystrzegają się przekonywania, nawracania, ewangelizowania swych przeciwników. No i nie dziwi, że wolą uciekać się do obelg niż do argumentów, skoro wadliwości obcoplemieńców muszą pozostawać raz na zawsze ich nieusuwalną i nieuleczalną skazą.Defekty i przywary innego plemienia muszą być nienaprawialne, pozostawać na wieki wieków stygmatem nie do zmazania, bo odpornym na wszelkie próby rehabilitacji. Gdy podział na „nas” i „ich” rozgrywany jest z tym celem na uwadze, spotkania antagonistów nie mogą służyć jego załagodzeniu, lecz utrwalaniu przez gromadzenie dalszych dowodów na to, iż wysiłek łagodzenia jest bezsensowny i z góry na niepowodzenie skazany. Aby uniknąć ryzyka i nie kusić licha, członkowie odrębnych plemion wychodzą z siebie, by miast rozmawiać ze sobą, mówić obok siebie – by zapobiec groźbie dialogu przez zastąpienie go serią monologów.
Zarozumialcy są groźni z obydwu stron, ci dogmatyczni, bo hamują rozwój naszej filozofii, zubażają ją, kompromitują, ci antydogmatyczni – bo krzyczą, że ze szczytu za mało widzą, chociaż tam jeszcze nie byli, a gdy krzyczą głośno, łatwo zmylić mogą zajętych wspinaczy.
Źródło: O wymachiwaniu żelaznym łomem przed otwartymi drzwiami, „Po prostu” 1955, nr 29, s. 7 – za: Magdalena Mikołajczyk, Rewizjoniści. Obecność w dyskursach okresu PRL, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Pedagogicznego, Kraków 2013, s. 28–29.
Zauważa się często, że wulgaryzacja języka pociąga za sobą zubożenie myśli, a ta znów odbija się ujemnie na kształcie osobowości, stylu życia i międzyludzkich stosunków. Mniej jednak często, a niesłusznie, dostrzega się i wyciąga na powierzchnię inny jeszcze skutek, w moim mniemaniu bardziej jeszcze naganny i alarmujący, bo potencjalnie patogenny dla standardów moralnych: upadek odpowiedzialności za słowo – a w jego wyniku wątlenie kultury życia publicznego pospołu z szansami toczących się w tym życiu debat na wzajemne zrozumienie, nie mówiąc już o porozumieniu. Legalizacja grubiańskiego, gruboskórnego i obelżywego języka stwarza nieustającą pokusę zastępowania dogadywania się wzajemnym się dobijaniem – czy wręcz zaniechania argumentacji nastawionej na przekonywanie i nawrócenie rozmówcy na własną wiarę.
Zmiany, które na Zachodzie ciągnęły się przez pokolenia, u nas dokonały się w ciągu dekady. Nic dziwnego, że w Polsce jest więcej histerii, agresji, nieracjonalności, braku ufności i szacunku dla rzeczywistości.
Żeby wszyscy zaczęli żyć, jak bogaci Amerykanie, trzeba by pięciu takich planet, jak Ziemia. To, że umiarkowanie, po beztroskiej orgii, musi kiedyś nastąpić, wynika z bilansu planetarnych zasobów.
Źródło: rozmowa Tomasza Kwaśniewskiego, Ignoranci i impotenci, „Duży Format”, 18 listopada 2010
Żyjemy nadal w „erze postwestfalskiej”, liżąc dotąd niezaleczone (być może nieuleczalne) rany, które zasada cuius regio, eius religio zadała i nadal zadaje społeczeństwom dążącym do integracji bądź zabiegającym o jej ochronę i przetrwanie. Proces wydobywania się z mrocznego cienia „suwerenności westfalskiej” trwa i był jak dotąd bolesny i daleki od jednorodności. O ile liczne moce (finanse, kapitały inwestycyjne i spekulacyjne, rynki towarowe, handel informacją, bronią i narkotykami, przestępczość czy terroryzm) zyskały już (w praktyce, jeśli nie w teorii) swobodę ignorowania owej zjawy i nieliczenia się z jej wymogami, o tyle polityka (możność decydowania o tym, jak i po co się moc wykorzystuje) wciąż miota się bezradnie w matni narzuconych przez nią ograniczeń.
Żyjemy w ekshibicjonistycznym społeczeństwie, które publicznemu wystawianiu się na pokaz nadaje rangę podstawowego i najłatwiej dostępnego, a zarazem być możne najbardziej skutecznego i jedynego naprawdę niezawodnego dowodu społecznego istnienia. Miliony użytkowników konkurują ze sobą na ujawnianie i wystawianie na widok publiczny najbardziej intymnych, inaczej niedostępnych aspektów swej tożsamości, społecznych powiązań, myśli, uczuć i działań. Portale społecznościowe stanowią pola dobrowolnej – „zrób to sam” – inwigilacji, bijąc na głowę (zarówno pod względem skali działania, jak i kosztów) fachowe agencje wypełnione specjalistami od szpiegowania i wykrywania.
Bauman był funkcjonariuszem pionu politycznego Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, czyli formacji wzorowanej na NKWD, która po wojnie zajmowała się zwalczaniem polskiego podziemia. Bauman otrzymał nawet odznaczenie za wyłapywanie „bandytów”.
Błędem było to, że w porę nie ujawniono przed opinią uniwersytecką rzeczywistej nicości naukowej większości matadorów rewizjonizmu i podejrzanej proweniencji ich karier naukowych. (…) Ten błąd jest teraz naprawiany, i to skutecznie.
Dokumenty, które przetrwały, poświadczają, że profesor, kreowany dziś na subtelnego intelektualistę, patron nowej lewicy, w czasach powojennych był zaangażowanym stalinistą i to nie tylko jako wysoki urzędnik komunistycznego aparatu propagandy, ale także jako agent Informacji Wojskowej i nagrodzony Krzyżem Walecznych dowódca oddziału Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, który „wyróżnił się schwytaniem wielkiej ilości bandytów” (…). Jego świetnie rozwijającą się karierę w PRL przerwały nie polityczne represje, ale antysemickie czystki w 1968 roku. Ale nawet potem nie odciął się od stalinizmu. Do swojej współpracy z KBW i kontrwywiadem przyznał się dopiero wtedy, gdy ujawniono potwierdzające to dokumenty. Co więcej – swoje komunistyczne zaangażowanie uznał za słuszne, porównując je ze współczesną walką z terroryzmem.
Gdybyśmy byli normalnym państwem, to facet powinien za swoją działalność dostać najwyższy wymiar kary, czyli albo dożywocie, albo czapę. Warto też zwrócić uwagę, że Bauman służył formacji zbrodniczej, dodatkowo – obcego państwa. Nie wiem jakie dokonania intelektualne miałyby zdjąć z niego tak wielką winę.
W zgodnej opinii socjolog Zygmunt Bauman jest jednym z najbardziej autorytatywnych interpretatorów ludzkiej kondycji w obecnej epoce. Bauman stworzył celny obraz „płynnej nowoczesności” by wskazać na rozpowszechnione poczucie niepewności, w którym jak się wydaje zanika jakikolwiek punkt odniesienia.
Źródło: L’illusione di una felicità solubile, „L’Osservatore Romano”, 20 października 2013
Wiemy, że pewna, w istocie rzeczy nieliczna, lecz skoncentrowana na kilku wydziałach humanistycznych Uniwersytetu Warszawskiego grupa pracowników naukowych ponosi szczególną odpowiedzialność za ostatnie wydarzenia. Ci pracownicy nauki tacy jak profesorowie Brus, Baczko, Morawski, Kołakowski, Bauman, zwalczając od wielu lat politykę naszej partii z pozycji rewizjonistycznych – świadomie i z premedytacją sączyli wrogie poglądy polityczne w umysły powierzonej ich pieczy młodzieży, byli duchowymi inicjatorami wichrzycielskich poczynań.