wyższa warstwa społeczeństwa wywodząca się ze stanu rycerskiego w społeczeństwie Feudalnym Z Wikiquote, wolnego zbiornika cytatów
Szlachta – wyższa warstwa społeczna, wywodząca się ze stanu rycerskiego w społeczeństwie feudalnym.
Bo jedyną istotną pracą dla Polski było i jest zdzieranie z niej, strzęp za strzępem, martwego pokostu szlachecko-mieszczańskiego i torowanie drogi większej Polsce, idącej z nizin społecznych. I choćby dla zachowania tego pokostu mobilizowane były wszystkie patriotyczne świętości, a ruch ludowy głosił hasła najbardziej „poziome”, materialistyczne i międzynarodowe, przyszłość Polski jest w nim, a nie w wyżytej doszczętnie szlachcie i zwyrodniałym od urodzenia mieszczaństwie.
Dziś jeszcze ciąży na nas pierworodny grzech szlachetczyzny. Dziś jeszcze, gdy wzbogacony niepomiernie ziemianin wyjdzie o poranku wiosennym na ganek dworu i spostrzeże, że, dajmy na to, słońce zbyt silnie przygrzewa, a w łanach pszenicy i żyta tworzą się łysiny w miejscach przypalonych, postanawia stante pede podnieść cenę „pary” zboża. Gbur wzbogacony idzie w tym wypadku ręka w rękę z dziedzicem i skwapliwie go naśladuje. Gdy tylko ta koncepcja w czyn wchodzi, co prędzej piekarz podnosi cenę chleba. Robotnik fabryczny, wskutek podwyższenia ceny chleba, żąda podwyższenia swej płacy dziennej, a skoro mu nie podwyższają, musi strajkować, ażeby mieć za co chleba kupić. Skoro zaś fabrykant, czy przedsiębiorca płacę za dzień roboczy podwyższył, natychmiast skacze cena cegły z dwudziestu tysięcy na trzydzieści tysięcy za tysiąc – i wyżej. Ktokolwiek zamierzał wznosić budowle, staje i na czas nieograniczony odkłada swój zamiar. Pęka Warszawa od nadmiaru mieszkańców, walą się stare domostwa. A ziemianin poczciwy, zgarnąwszy papierków bez liku i bez miary, nic nie buduje. W starym swym dworze, urąga na żydów i czytuje kiedy niekiedy gazetkę co reakcyjniejszą, co soczystszą w wymyślaniu na strajkujących parobków, pisaną przez najemnych chwalców starego porządku rzeczy.
Formalnie prawo kunicy oznaczało opłatę, jaką trzeba było wnieść za zgodę na ślub włościanek. Ale wielu możnych rozumiało ten zwyczaj jako dowód, że mają prawo własności do ciał chłopek – co stanowiło podstawę obowiązkowej służby we dworze. Tak właśnie działa patriarchat: zwyczaj nakazuje przyjść do pana, poprosić o zgodę na ślub, a następnie jakoś okazać wdzięczność. Pan może oczywiście zachować się wielkodusznie, ale może też uznać, że chłop lub dziewczyna są mu coś winni. Patriarchalna władza wyrasta z tego niedomówienia.
Autor: Kacper Pobłocki, Chamstwo, wyd. Czarne, Wołowiec 2021, s. 126.
Konstytucja [3 maja] była kamieniem, który spowodował lawinę. Była prowokacją, na którą Rosja odpowiedziała tak, jak odpowiedzieć musiała, chroniąc swoje imperialne interesy. Było to również wyzwanie rzucone zdecydowanej większości szlachty, która nie chciała żadnych poważniejszych zmian w ustroju państwa.
Mam tyle i tyle tysięcy dusz – chwalił się ten, kto chciał zademonstrować, że jest wielkim panem. Ale to nie o dusze, tylko o ciała chodziło. O te policzalne głowy, o ręce robocze, o smagane rózgami plecy i o karki, które pochylały się posłusznie w geście oddania. Ciała te nie układały się wcale w piramidę, stabilną i dostojną; struktura społeczna Polszczy nie została dana raz na zawsze. Przypominała raczej kotłowaninę rąk, pleców, karków i głów. Służebność działała jak grawitacja: każde ciało ciążyło, siłą rzeczy, w dół. Im bardziej podrzędną ktoś miał pozycję, tym trudniej mu było wygrzebać się na wierzch. Wgramolić się wyżej można było tylko po czyichś barkach, przyciskając kogoś łokciem czy kolanem. Nawet najskromniejszy sukces musiało okupić czyjeś poniżenie. Każde wyprostowanie kompensował czyjś pokłon.
Autor: Kacper Pobłocki, Chamstwo, wyd. Czarne, Wołowiec 2021, s. 108.
Masa szlachecka, nadająca ton duszy narodowej, wytworzyła w wybijającym się Polaku światopogląd, że jego powodzenie polega nie na pracy, a na uczepieniu się skrawka jakiegoś przywileju. Nie było polskiego mieszczaństwa, przez które normalnie idzie fluktuacja żywych sił z dołu w górę. Wiele wygodniejsi dla szlachty byli Żydzi, których można było krócej trzymać niż mieszczaństwo, i którzy więcej, niż mieszczaństwo, nadawali się do spółki eksploatującej. W Polsce powstały niby dwa narody – szlachecki i chłopski, a między nimi ściana żydowska. To też znakomicie współdziałało w tworzeniu dwoistości duchowego oblicza Polski.
Autor: Melchior Wańkowicz, Klub Trzeciego Miejsca; Kundlizm; Dzieje rodziny Korzeniewskich, wyd. Polonia, Warszawa 1991, s. 104.
Mieli do wyboru – własne państwo albo folwark. I wybrali folwark.
Najdemokratyczniejszą ze wszystkich europejskich szlacht była polska; to, czym się ona stała, winniśmy sprowadzonym z zagranicy ideom. Po francusku i niemiecku nawrócono nas na nową wiarę, która nigdy naszą nie była.
Olbrzymia większość Polaków (szlachty przede wszystkim) była gotowa po rozbiorach oportunistycznie zaakceptować zło i pogodzić się z okupantami w zamian za spokojne życie prywatne i finansowe. Już by nas nie było, gdyby nie wielcy romantycy, którzy doprowadzili świadomie i umiejętnie, posługując się najpiękniejszym polskim językiem, do odnowy ducha. Do stworzenia nowej opowieści o polskości i o jednostce. Bez ich słów w XIX wieku nie powstałaby podstawa dla wolnej Polski.
Położenie szlachty przypominało człowieka znajdującego się na wulkanie, który może wybuchnąć w każdej chwili. Stąd obowiązywała ostrożność i niewdawanie się w zbyt osłabiające spory, wojny domowe i zagraniczne. W tym fakcie należałoby szukać genezy owego osławionego pacyfizmu szlachty polskiej. (…) W starciu orężnym niewiele miała do zdobycia, a wszystko do stracenia. I to bardziej ze strony wewnętrznych niż zewnętrznych nieprzyjaciół.
Autor: Janusz Tazbir, Reformacja a problem chłopski w Polsce XVI wieku, Wrocław 1953, s. 51.
Powstali w boju, przegrali powstanie Bo ludu swego w porę się ulękli. (...) Car im na przekór chłopów oswobodził. Pieniądz zbudował kuźnie i warsztaty. Półnagi bandos do fabryk uchodził I w obce kraje biegł od kurnej chaty.
Autor: Czesław Miłosz, W praojcach swoich pogrzebani des nobles insensés
Sejmikować wielce rada, Za sejmikiem aż przepada, Prędka zgoda, prędka zwada. Sejmik, szklanka, pohulanka, Chwała braci, żarty z panka, Taki szlachcic ze zaścianka.
Siedząc na tłustym połciu ziemi, – szlachcic ufał swojej szabli, pyskatości swej i sprytowi. Rozum, jako konstrukcja władających przyrodą urządzeń, – był mu niepotrzebny. Nie wchodził w rachubę. Był przyjmowany, jako rękodajny, o ile się podobał. Nie ma narodu tak mało poszanowania mającego dla indywidualności twórczej, twardą pracą wykuwającej sobie rozumienie świata, władzę nad nim, jak my właśnie. Każdy gotów tu uznawać cudzą formę indywidualnego kaprysu, byleby ogólna podstawa, całej klasie wspólna beztroskliwa wygoda nie została zagrożona. Odciąwszy się od świata, szlachcic polski zaczął się od niego gruntownie odsypiać.
Szlachcic umiał być rozmowny, elegancki, strzelał, jeździł konno, rozmawiał kilku językami i tańcował, ale nie wierzył w pracę, oszczędność, rachunkowość, nie myślał też o przyszłości: jemu i jego przodkom pieniądze spadały z nieba; on i jego przodkowie długi płacili, kiedy im się podobało; toteż gdy wybiła godzina niedoli, większość ich znalazła się w pozycji lunatyka gwałtownie obudzonego.
Autor: Bolesław Prus, Kroniki tygodniowe, t. 2, PIW, Warszawa 1958, s. 536.
W Polsce próżność ona płynąca ze szlachetnego urodzenia doprowadzona bywa do tak przeogromnej ekstrawagancji, iż samo już imię szlachcica oraz tytuł starosty, wojewody lub kasztelana przynosi mu wyższość nad wszystkimi wasalami jako też i prostym ludem; większą nieporównanie od tej, jaką cieszy się król lub cesarz, władzę nad nimi bardziej absolutną i możność większego ich unieszczęśliwiania niźli nieszczęście poddanych grand seigniora lub chana Tatarów, tak iż depcą lud uboższy jakoby psów, a także często ich mordują, kiedy zaś to uczynią, nikomu z owego postępku nie muszą zdawać sprawy (…).
Źródło: Norman Davies, Boże igrzysko, Kraków 2000.
Wierzę i wyznaję wolność stanu szlacheckiego w Polsce, stworzycielkę nierządu, ucisku, ohydy, która wyzuła chłopów z prawa człowieka, a mieszczanina z praw obywatela (...) Wierzę w przekupienie senatu i posłów; wierzę w obcowanie ich z postronnymi ministrami i, za porozumieniem się ich łakomstwa, wierzę w zmartwychwstanie cudzej przemocy i nierządu. Wierzę w odpuszczenie krzywoprzysięstwa i zdrady i kiedyś przecie otrzymanie lepszego rządu w Polsce – amen.
Z chwilą, gdy szlachetni patrioci-idealiści bratają się z Chwalibogiem i chcą pospołu z nim walczyć z najazdem – na nic wszystkie ich obietnice wolności chłopskiej w wolnej Polsce: chłop wyprowadza stąd wniosek, że: „polski naród to panowie” i staje się narzędziem austriackiego starosty. Więc mści się na Olbromskich nie dzikość chłopa, lecz właśnie ich zaślepienie: żyjąc na emigracji ideą zespolenia całego narodu do walki o Polskę, nie chcieli widzieć, że w tym samym czasie szlachta w kraju wyzyskiem i okrutnym gnębicielstwem pogłębia przepaść nienawiści w narodzie. I z tą szlachtą pospołu chcą prowadzić lud do powstania! Nic tu nie mógł naprawić niewczesny (bo późny) gest kilku czy kilkunastu obywateli darujących pańszczyznę, o których Hubert mówi, nie bez hyperboli poetyckiej, że „zwlekli ze siebie bogactwa”.