Ateista, podobnie jak chrześcijanin, utrzymuje, że wiemy, czy bóg jest, czy go nie ma: chrześcijanin twierdzi, że wiemy, iż bóg jest, ateista – że wiemy, iż go nie ma. Tymczasem agnostyk zawiesza sąd, utrzymując, że nie ma dostatecznych podstaw, by przyjąć lub zaprzeczyć istnieniu boga.
Celsus przede wszystkim zarzuca chrześcijanom, że natworzyli tyle sprzecznych podań o Jezusie i tak często zmieniali teksty ewangelii, że w końcu sami się w tym gubili. Tak np. matka Jezusa, Maria, uprzedzona o tym przez Anioła Gabriela, porodziła Syna Bożego. Ale twórcy tych legend zapomnieli wymazać z ewangelii późniejszą historię, według której Maria wraz z rodziną poczytywała Jezusa za szaleńca (Mk 3,21–32).
[Chrześcijaństwo] jest jedynym pierwiastkiem wschodnim naszej kultury. Chrześcijaństwo przeciwważy nasze skłonności, pociągające nas ku wszystkiemu, co jest ograniczone, zmienne, niestałe, skupia nasz umysł w rozmyślaniach o rzeczach wiekuistych, platonizuje ono choć trochę nasze upodobania tak obce zazwyczaj światu idealnemu.
Chrześcijaństwo nie rozwiązuje „problemów”: po prostu zobowiązuje nas do ich przeżywania na wyższym poziomie. Ludzie domagający się, by je rozwiązywało, narażają chrześcijaństwo na ironię, towarzyszącą każdemu rozwiązaniu.
Chrześcijaństwo od samego początku chciało przemawiać głosem rozumu i – by tak rzec – zmuszać rozum do pracy, przywrócić go jemu samemu, obdarzając słaby rozum wewnętrzną siłą.
Chrześcijaństwo przestało być religią ukrzyżowanego Chrystusa, by stać się religią państwa, w ten sposób dwa podstawowe nakazy chrześcijaństwa – równość i odpuszczenie win – zostały odrzucone.
Chrześcijaństwo tak samo jak islam uczy dzieci, że wiara bez wątpliwości jest cnotą – jeśli w coś wierzysz, nie musisz tego dowodzić. Kiedy człowiek stwierdza, że coś stanowi element jego przekonań religijnych, pozostali członkowie społeczeństwa na mocy niepisanego prawa zobligowani są do „respektowania” jego przekonań; respektowania przynajmniej do czasu, póki ich manifestacją nie stanie się kolejna potworna masakra na skalę zamachów na WTC, londyńskie metro czy madrycki dworzec. Wtedy słyszymy gromki chór wypierających się rozmaitych duchownych i „przywódców społeczności”, którzy zgodnie tłumaczą nam, że to ekstremizm, błędy i wypaczenia „prawdziwej” wiary. Jak jednak możemy mówić o wypaczeniach – jeżeli nie istnieją obiektywne kryteria (a tak jest w wypadku religii), nie ma też wypaczeń.
Chrześcijaństwo to trudne wyzwanie. Jedną z rzeczy, które przeszkadzają nam to dostrzec jest nasz wypaczony pogląd na to, kim jest Bóg. Niektórzy z nas dali sobie wmówić, że jeśli Bóg w ogóle istnieje, to musi On być stworzony na obraz i podobieństwo naszych bardziej wyrozumiałych i dobrodusznych psychoterapeutów. Sprowadza to nas do istot stworzonych na obraz i podobieństwo klientów oraz pacjentów szpitalnych.
Chrześcijaństwo zamienia dziś swą siedzibę historyczną na czysto duchową. Należy wyzwolić od wszelkich domieszek ewangelię czystą i wieczną. Nareszcie, uda się nam odtworzyć stan ducha, który był komórką życiodawczą Ewangelii, będziemy w posiadaniu samej istoty religii, tego, co stanowi jej punctum saliens [główny punkt].
„Dobra nowina” głoszona przez Mansona, łączyła chrześcijaństwo z tradycją orgiastycznych kultów starożytności. Uwalniała chrześcijaństwo od odstręczającej skazy pruderii, od owej eunuszej aury, która z oficjalnej pobożności czyni domenę życia duchowego dzieci i starych kobiet.
Dzisiejsze chrześcijaństwo to monoteizm w niepełnym wymiarze czasu, to samo odnosi się do islamu i judaizmu, choć w tych znajdujących się w stanie stagnacji, zajętych zarządzaniem sobą i pielęgnowaniem tradycji religiach występują gorące nurty fundamentalistyczne, których rzecznicy, zwykle religijni z zawodu, postępują tak, jakby Bóg potrzebował jeszcze całego człowieka. Prawdą jest, że pieniądz już od dawna sprawdza się jako operacyjnie skuteczna alternatywa dla Boga. Pieniądz czyni dziś więcej dla kontekstu rzeczy, niż mógłby uczynić stwórca nieba i ziemi.
Jan Paweł II przypominał Kościołowi, że chrześcijaństwo nie jest ani bajką, ani świętym mitem. Chrześcijaństwo zaczęło się, gdy prawdziwi mężczyźni i kobiety – którzy żyli w prawdziwych miejscach, które można dziś zobaczyć i dotknąć – zostali tak przemienieni przez spotkanie z tym, którego po raz pierwszy poznali jako wędrownego rabina Jezusa z Nazaretu, i którego, po tym, co początkowo uznali za absolutną porażkę, spotkali na nowo jako Zmartwychwstałego Pana Jezusa Chrystusa, że oni i ich następcy wyruszyli i nawracali.
Jedynie Jezus Chrystus, ostateczne Słowo Ojca, może objawić ludziom tajemnicę bólu i rozjaśnić blaskiem swojego chwalebnego krzyża najciemniejsze noce chrześcijaństwa. Jan od Krzyża, zgodnie ze swoją nauką o Chrystusie, mówi nam, że po objawieniu swojego Syna „Bóg jakby już zamilknął i nie ma już więcej do powiedzenia”; w Chrystusie Ukrzyżowanym milczenie Boga wypowiada swoje najskuteczniej objawiające miłość słowo.
Miał też Metody dar proroczy i wiele spełniło się z jego przepowiedni, z których jedną tylko lub dwie tu wymienimy. Pogański książę, bardzo potężny, siedząc w Wiśle [druga wersja: w Wiślech] urągał chrześcijanom i szkody im wyrządzał. Posławszy więc do niego, kazał mu powiedzieć: „Dobrze by było synu, abyś się dał ochrzcić dobrowolnie swojej ziemi, bo inaczej będziesz w niewolę wzięty i zmuszony przyjąć chrzest na ziemi cudzej. Wspomnisz moje słowo!” Tak się też stało.
Źródło: Żywota świętego Metodego (zwanego też Legendą Panońską), w: Gerard Labuda, Słowiańszczyzna pierwotna, 1954, s. 129.
Mówi się nie bez racji, że szatan może „cytować Pismo Święte dla własnych celów”. Biblia pełna jest tak wielu moralnie sprzecznych przesłań, że każde pokolenie może znaleźć święte usprawiedliwienie dla niemal każdego podejmowanego działania – od kazirodztwa, niewolnictwa i masowych mordów do czynów najbardziej szlachetnych, pełnych miłości, odwagi i poświęcenia własnej osoby. A takie zniekształcenie moralności charakterystyczne dla osobowości mnogiej występuje nie tylko w chrześcijaństwie i judaizmie. Można znaleźć je u podstaw islamu, tradycji hinduistycznych, a w rzeczywistości niemal we wszystkich religiach świata.
Najgorsze było to, że gdy tylko chrześcijaństwo stało się kościołem państwowym, zapomniało o odpuszczeniu win i dokonywało zemsty za każdą przewinę, nie w mniejszym stopniu niż czynili to wschodni despoci.
Nie ma już żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie.
Nie powinniśmy myśleć, że chrześcijaństwo w najbliższej przyszłości stanie się znowu masowym ruchem i powróci taka sytuacja jak w Średniowieczu. Nie można się tego spodziewać w obecnych warunkach, ale przyznajmy też, że masowość nigdy nie była największą wartością chrześcijaństwa. Lenin nauczył nas, że dla przyszłości decydujące znaczenie mają silne mniejszości, mające coś do powiedzenia i dające coś społeczeństwu [śmiech].
Niestety, często nie dostrzegamy problemów, które chrześcijaństwo w sobie zawiera. A można powiedzieć, że negacja powinna być twórcza, tzn. winna rozwiązywać zagadnienia, które katolicyzm stawia i rozwiązuje fałszywie. Spraw takich jest bardzo dużo i dotyczą one na ogół dziedzin bardzo istotnych dla człowieka. Nieszczęście i śmierć, potrzeba niezwykłości i nawet irracjonalnych przeżyć i emocji, poszukiwanie wartości nieprzemijających – oto kilka problemów psychologicznych „rozwiązywanych” drobiazgowo i z doskonałą znajomością mechanizmów psychicznych przez religię. A ileż jest spraw o nieporównanie większym i bezpośrednim znaczeniu dla kultury, spraw wymagających merytorycznego i szczegółowego rozpatrzenia przy naukowej wyczerpującej krytyce chrześcijaństwa?
Autor: Janusz Kuczyński, Chrześcijaństwo i sens życia, Wiedza Powszechna, Warszawa 1959, s. 44–45.
Niewolnikom zostają przyznane dusze i tytuł człowieka, pewne prawa własnościowe i osobiste, czego społecznym i moralnym wyrazem jest chrześcijaństwo.
Od czasów Homera zwyczaj splata pojęcia dobra i bogactwa. Jest to idea moralna, która wywodzi się wprost z egzystencji ciemiężycieli. (…) Chrześcijaństwo zanegowało tę tezę, ale szczególna premia teologiczna za dobrowolne ubóstwo świadczy o tym, jak głęboko powszechna świadomość uformowana jest moralnością posiadania.
Autor: Theodor Adorno, Minima Moralia, Refleksje z poharatanego życia
Ostateczne zwyrodnienie chrześcijaństwa i jego moralny upadek miało miejsce z chwilą uczynienia z niej religii państwowej; w tym momencie chrześcijaństwo usankcjonowało mordowanie, grabienie, wojny, morderstwa, rozpustę.
Pierwszą moją reakcją było niedowierzanie. Co takiego? Cała ludzkość grzeszy, a Syn Boży płaci za to własnym życiem? Próbowałem sobie wyobrazić ojca, jak mówi do mnie: „Piscine, lew wśliznął się do zagrody lam i zabił dwie sztuki. Inny zabił wczoraj garnę. W zeszłym tygodniu dwa lwy zjadły wielbłąda. Tydzień wcześniej – kilka bocianów i czapli. I kto zaręczy, czy nie pożarły naszego aguti? Tego dłużej nie można tolerować. Coś należy zrobić. Pomyślałem, że jedynym sposobem, by lwy mogły odpokutować swoje grzechy, jest rzucenie im ciebie na pożarcie”. – Tak jest tato, to słuszna i logiczna decyzja. Muszę się tylko umyć. – Alleluja synu. – Alleluja ojcze.
Początek tej nazwie [chrześcijanie] dał Chrystus, który za panowania Tyberiusza skazany został na śmierć przez prokuratora Poncjusza Pilatusa.
Autor: Tacyt, Dzieła, tłum. S. Hammer, t. I, księga XV, 44.
Ponieważ święto Zmartwychwstania obchodzono w pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej pełni księżyca, również Boże Narodzenie umiejscowiono astronomicznie, wyznaczając je na 25 grudnia, czyli przesilenie zimowe. Po raz pierwszy słyszymy o nim w pewnym kalendarzu rzymskim w 354 roku. Ale trzeba też zauważyć, że chrześcijanie schrystianizowali po prostu rzymskie święto narodzin Słońca Niezwyciężonego, inaczej Heliosa, czy irańskiego Mitry, którego dzień narodzin przypadał na 25 grudnia i podobnie jak Chrystus urodził się w skalnej grocie. Bóg ten miał wielu wyznawców w cesarstwie rzymskim.
Prawdziwemu chrześcijaństwu nie jest po drodze z psychologią. Kiedy próbuje się je łączyć, kończy się to najczęściej rozwodnieniem chrześcijaństwa, nie zaś chrystianizacją psychologii. Jednak proces ten jest subtelny i rzadko zauważany.
Autor: William Kirk Kilpatrick, Psychologiczne uwiedzenie. Czy psychologia zastąpi religię? W Drodze, Poznań 2007, s. 20.
Przez trzy stulecia politeistyczni Rzymianie zabili co najwyżej kilka tysięcy chrześcijan. Z kolei na przestrzeni kolejnych 1500 lat chrześcijanie wymordowali miliony innych chrześcijan w obronie nieznacznie odmiennych wykładni religii miłości i współczucia. (…) Podczas tej masakry, zwanej „nocą Świętego Bartłomieja”, w niespełna 24 godziny wymordowano między 5 a 10 tysięcy protestantów. Kiedy rezydujący w Rzymie namiestnik Chrystusa otrzymał wieści z Francji, był tak uradowany, że odprawił dziękczynne nabożeństwo i zlecił Giorgio Vasariemu udekorowanie jednej z komnat Watykanu freskiem przedstawiającym rzeź (pomieszczenie to obecnie nie jest udostępniane zwiedzającym). W ciągu 24 godzin więcej chrześcijan zginęło z ręki swoich współwyznawców niż z ręki cesarstwa rzymskiego w całej jego historii.
Autor: Juwal Noach Harari, Sapiens. Od zwierząt do bogów, tłum. Justyn Hunia, PWN, Warszawa 2017, s. 263–264.
Religia, a szczególnie religia chrześcijańska, skazała kobietę na los osoby podwładnej, niewolnicy. Ogranicza jej naturę i więzi duszę; a przecież chrześcijaństwo w kobiecie ma największego sprzymierzeńca, najbardziej oddaną czcicielkę. Istotnie można rzec, że religia dawno już przestałaby grać rolę w życiu ludzi, gdyby nie poparcie, jakiego jej udzielają kobiety.
Autorka: Emma Goldman, Anarchizm i inne eseje, Oficyna Bractwo Trojka, s. 167.
Rzeczą prawie niemożliwą jest bycie dobrym chrześcijaninem.
Słowo „chrześcijaństwo” jest nieporozumieniem – w gruncie rzeczy istniał tylko jeden chrześcijanin i ten umarł na krzyżu. „Ewangelia” umarła na krzyżu.
To jest najważniejsze – rzeczywistość chrześcijańska. My jesteśmy ludźmi wierzącymi. Na co dzień działamy w codziennej rzeczywistości, tej materialnej, tej praktycznej, tej światowej, ale działamy po to, by przekształcać ją zgodnie z naszą wiarą, zgodnie z wiarą chrześcijańską. Dotyczy to nie tylko każdego naszego działania, ale dotyczy to także polityki. Polityka ma sens tylko wtedy, jeżeli jest zakorzeniona w całej wielkiej wierze chrześcijańskiej, w jej przesłaniu karzącemu przekształcać naszą rzeczywistość.
To nam przekazują nasze matki i nasi ojcowie, to nam przekazuje nasza szkoła. To dziedzictwo jest chrześcijańskie, jest więc równocześnie zakorzenione w Kościele, w tysiącleciu chrześcijaństwa polskiego.
W XIX w. państwa chrześcijańskie podbiły lub zwasalizowały niemal cały świat islamu. Nigdy muzułmanie nie uzyskali takiej dominacji nad krajami chrześcijańskimi. Od trzystu lat w konfliktach między muzułmanami oraz chrześcijanami i ich sojusznikami (np. Izrael) niemuzułmanie zabili wielokrotnie więcej muzułmanów, w tym cywilów, niż vice versa. Dotyczy to także konfliktów współczesnych (np. Bośnia, Czeczenia, Karabach, Kosowo, Irak, Izrael vs Liban i Palestyna). Wbrew wizji odwiecznego zderzenia cywilizacji na przestrzeni dziejów chrześcijanie zabijali przede wszystkim chrześcijan, a muzułmanie muzułmanów. Tak też jest obecnie. W konfliktach w Kongu i Rwandzie z rąk chrześcijan zginęły w latach 90. i w pierwszej dekadzie XXI w. co najmniej 4 miliony współwyznawców. Konflikt iracko-irański pochłonął wielokrotnie więcej ofiar niż wszystkie wojny izraelsko-arabskie razem wzięte.
Autor: Adam Balcer, Druga strona półksiężyca, „Gazeta Wyborcza”, 19–20 października 2013.
Z cudownego snu, jakim objawił się ludziom w Nazarecie, pozostała tylko nazwa, imię; religia musiała się zmienić zupełnie, wytworzył się chrześcijanizm nowy, nie mający nic wspólnego z tym, jaki głosił Jezus, jaki żył w pierwszych wiekach w chrześcijańskich komunach, jaki chował się po katakumbach i dawał to niesłychane bohaterstwo i tę pogardę śmierci.
Zinstytucjonalizowane chrześcijaństwo stało się religią zdegenerowaną, zwyrodniałą, co objawia się poprzez rezygnację z wymogów etycznych i zastąpieniu ich zewnętrznymi oznakami kultu.
Zwę chrześcijaństwo jednym wielkim przekleństwem, jednym wielkim najwnętrzniejszym zepsuciem, jednym wielkim instynktem zemsty, dla którego żaden pretekst nie jest dość jadowity, tajny, podziemny, mały – zwę je jedną nieśmiertelną, hańbiącą plamą na ludzkości.
Ze starannego przeglądu wszystkich dostępnych informacji wynika, że do czasów Marka Aureliusza żaden chrześcijanin nie został żołnierzem; żaden też żołnierz, gdy stał się chrześcijaninem, nie pozostawał w służbie wojskowej.
Autor: E.W. Barnes, The Rise of Christianity, Londyn 1947, s. 333.