Loading AI tools
Z Wikipedii, wolnej encyklopedii
Robinsonowie warszawscy – przydomek nadany ludziom, którzy po kapitulacji powstania warszawskiego (1 sierpnia–3 października 1944) zdecydowali się pozostać w stolicy i ukrywali się przed Niemcami w jej ruinach, często aż do momentu wkroczenia do Warszawy oddziałów Armii Czerwonej i ludowego Wojska Polskiego 17 stycznia 1945 w wyniku operacji warszawskiej. Najsłynniejszym spośród „robinsonów” był Władysław Szpilman, a na podstawie jego przeżyć nakręcono film Pianista w reżyserii Romana Polańskiego[1].
Określenie „Robinson warszawski” pojawia się po raz pierwszy przed wojną, w powieści SF Antoniego Słonimskiego Dwa końce świata z 1937.
W powieści niemal cała ludzkość ulega zagładzie za sprawą „niebieskich promieni śmierci” wyemitowanych przez Hansa Retlicha – szaleńca, który uznał program polityczny Adolfa Hitlera za niewystarczająco radykalny („Retlich” to niedokładny anagram nazwiska Hitler). Zbiegiem okoliczności atak Retlicha przeżywa w Warszawie Henryk Szwalba, subiekt księgarski. W tytule rozdziału czwartego autor nazywa go „Robinsonem warszawskim”, a fabuła powieści kilkukrotnie nawiązuje do Robinsona Crusoe Daniela Defoe. Np. Szwalba spotyka w opustoszałej Warszawie swojego „Piętaszka”, niejakiego Chomiaka, alkoholika posługującego się stylizowaną gwarą warszawską tzw. wiechem.
Na mocy podpisanego w dniu 2 października 1944 „Układu o zaprzestaniu działań wojennych w Warszawie” wszyscy cywile, którzy pozostawali wciąż w Warszawie mieli opuścić miasto wraz z kapitulującymi oddziałami Armii Krajowej. Większość ocalałych mieszkańców opuściła stolicę już w pierwszej dekadzie października. Po krótkim pobycie w obozie przejściowym w Pruszkowie większość z nich została wysłana na roboty przymusowe w głąb Niemiec lub wysiedlona do zachodnich dystryktów Generalnego Gubernatorstwa. Ewakuacja rannych i chorych z powstańczych szpitali zakończyła się natomiast 24 października 1944. Tego samego dnia do Radomia ewakuowały się także pozostające dotąd w Warszawie Zarządy Główny i Okręgowy PCK[2]. 25 października zaczął obowiązywać rozkaz, zabraniający osobom cywilnym przebywania na terenie miasta[3]. Warszawa stanowiła odtąd strefę zmilitaryzowaną (Festung Warschau). Jednocześnie niemieckie oddziały niszczycielskie przystąpiły do systematycznego burzenia polskiej stolicy i grabieży pozostawionego w niej mienia.
W opustoszałym i zrujnowanym mieście wciąż jednak ukrywali się ludzie, którzy nie mieli zamiaru opuszczać Warszawy. Ludzi tych zwano „Robinsonami warszawskimi” (nawiązując do powieści Słonimskiego i słynnego Robinsona Crusoe Defoe). Trudno dziś precyzyjnie oszacować ich liczbę. Według Jadwigi Marczak było ich ok. 400, podczas gdy Stanisław Kopf szacował liczbę ukrywających się na ok. 1000[2]. „Robinsonami” bywali zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Można było spotkać wśród nich osoby w podeszłym wieku natomiast nie odnaleziono informacji wskazujących, że w ruinach ukrywały się również dzieci (nie licząc nastolatków)[4].
Różne były przyczyny dla których „robinsonowie” zdecydowali się pozostać w Warszawie. W gronie tym znajdowały się m.in. osoby, którym udało się przeżyć masowe egzekucje urządzane w pierwszych tygodniach powstania przez żołnierzy Reinefartha i Dirlewangera, po czym ukryć się w ruinach. Ludzie ci pozostawali odcięci od świata i często przez długi czas nie wiedzieli nawet, że powstanie dobiegło końca. W Warszawie pozostała także stosunkowo liczna grupa ludzi pochodzenia żydowskiego, m.in. Jakub Wiśnia oraz część powstańców, którzy nie wierzyli niemieckim zapewnieniom o traktowaniu jeńców zgodnie z konwencją haską. W mieście pozostali także niektórzy chorzy i starcy, niemający sił i odwagi, aby wyruszyć na tułaczkę. Ponadto w ruinach ukrywały się osoby chcące w ten sposób kontynuować walkę z Niemcami. Dla młodszych „robinsonów” pewną rolę odgrywał być może również element przygody[4][5].
„Robinsonowie” ukrywali się najczęściej w piwnicach lub na strychach opustoszałych budynków. Zazwyczaj starali się ukrywać w budynkach najmocniej zrujnowanych, którym nie groziło podpalenie lub wysadzenie przez niemieckie oddziały niszczycielskie. Piwnice tych budynków zamieniano w prawdziwe zamaskowane bunkry, z dopływem powietrza i kilkoma wejściami. Niekiedy przebijano się do sąsiednich piwnic, uzyskując w ten sposób komunikację podziemną. W ruinach ukrywały się zarówno pojedyncze osoby, jak również kilku– bądź kilkunastoosobowe grupy. Największa, 37–osobowa, grupa uciekinierów ukrywała się w piwnicach domu przy ulicy Siennej[4]. „Robinsonów” można było w zasadzie spotkać we wszystkich dzielnicach Warszawy, choć najczęściej ukrywali się oni w Śródmieściu, a następnie na Żoliborzu i Ochocie[4].
Warunki życia „robinsonów” były niezwykle trudne. Podstawowym problemem było znalezienie w zniszczonym mieście wody i żywności. Na każdym kroku uciekinierzy musieli uważać, aby jakimikolwiek śladem, odgłosem lub zapachem (np. dymem z paleniska) nie zdradzić Niemcom swojej kryjówki. Z tego też powodu „robinsonowie” mogli opuszczać swoje schronienie jedynie w przypadku wyraźnej konieczności. Niektórzy z uciekinierów byli mniej lub bardziej poważnie ranni. Do tego należy dodać jeszcze problemy psychologiczne wynikające z pozostawania w zamknięciu i samotności[6] bądź ciągłego przebywania w tej samej, małej grupie osób. Jak wspominał jeden z ukrywających się:
W zimie ogrzewaliśmy pomieszczenie żelaznym piecykiem. Opału było pod dostatkiem, ale ze względu na możliwość zauważenia dymu przez Niemców, można było palić jedynie nocą. W dzień przeważnie spaliśmy. Gdy zapadał zmrok, zaczynało się u nas życie[5].
„Robinsonowie” (poza odosobnionymi przypadkami) starali się unikać kontaktu z Niemcami. Ci jednak uważali ukrywających się za poważne zagrożenie dla swych tyłów i traktowali jako „bolszewickich agentów”. 18 października 1944 generał Smilo von Lüttwitz, dowódca niemieckiej 9 Armii operującej w rejonie Warszawy wydał rozkaz, w którym ostrzegał podległe sobie oddziały, że „w ruinach Warszawy przebywają jeszcze podstępni Polacy, mogący zagrozić tyłom wojsk niemieckich. Elementy ukrywające się w ruinach i piwnicach domów stanowią na tyłach walczących oddziałów ciągłe niebezpieczeństwo”. Trzem pułkom policyjnym – 34, 17 i 23 – polecono przeprowadzenie wielkiej łapanki mającej na celu całkowite oczyszczenie miasta[7]. Schwytanych „robinsonów” Niemcy zazwyczaj zabijali na miejscu. Do wyjątków można zaliczyć sytuację z 15 listopada 1944, kiedy uciekinierów schwytanych w wyniku wielkiej łapanki skierowano do obozu w Pruszkowie[8].
Losy „robinsonów” potoczyły się różnie. Niektórym udało się zawiadomić ludzi z zewnątrz o swoim położeniu, a następnie wydostać z miasta przy pomocy polskich robotników zatrudnianych przez Niemców przy opróżnianiu miasta z wartościowych materiałów lub dzięki pomocy pracowników Rady Głównej Opiekuńczej i Polskiego Czerwonego Krzyża. Innych odnaleźli i zamordowali Niemcy. Część „robinsonów” ukrywała się w ruinach aż do momentu wyzwolenia Warszawy przez oddziały Armii Czerwonej i ludowego Wojska Polskiego w styczniu 1945[2].
Najsłynniejszym spośród „robinsonów warszawskich” był Władysław Szpilman. Na Żoliborzu, w piwnicy willi przy ul. Promyka 43, ukrywało się początkowo 15 osób z Markiem Edelmanem[9]. „Robinsonem” był także publicysta i kronikarz powstania warszawskiego Wacław Gluth-Nowowiejski.
Na podstawie wspomnień Szpilmana powstał scenariusz autorstwa Czesława Miłosza i Jerzego Andrzejewskiego, następnie radykalnie przerobiony zgodnie z komunistyczną propagandą, według którego nakręcono film Miasto nieujarzmione.
Seamless Wikipedia browsing. On steroids.
Every time you click a link to Wikipedia, Wiktionary or Wikiquote in your browser's search results, it will show the modern Wikiwand interface.
Wikiwand extension is a five stars, simple, with minimum permission required to keep your browsing private, safe and transparent.