Aktor zwykle zdany jest na intuicję. Oczywiście, mam kolegów, którzy uważają, że aktor jest od grania, i czasem nawet nie czytają scenariuszy. Dostają propozycję, więc mówią „Tak”. Ja wszystkiego nie przyjmuję.
Aktorstwo to moja praca, mógłbym więc powiedzieć: skoro tak mnie obsadzają, to tak będę grał. Szybko podjąłem jednak próbę sterowania własnym życiem zawodowym. Zrozumiałem, że jeszcze jedna komedia, zwykle podobna do poprzedniej, jeszcze jeden kabaret i zadomowię się w szufladzie.
Bawi mnie absurd i bawią mnie dobrzy aktorzy, którzy potrafią wydobyć ten absurd ze swoich postaci nawet kiedy nie grają w filmach komediowych. Są tacy, którzy bawią mnie niezmiennie – Jan Frycz jest wybitnym aktorem, a mnie dodatkowo powala jego siła komiczna. (…) Aktorzy z amerykańskich przebojów kinowych też potrafią być zabawni, na przykład Bruce Willis.
Coraz częściej łapię się na tym, że moje całe życie jest dla innych: dla rodziny, dla widzów, dla mediów, dla producentów. Nie mam nic przeciwko temu, ale pomyślałem sobie, że to dobrze, że Pan Bóg wyznaczył część doby, która jest tylko dla mnie. Kiedyś buntowałem się przeciwko zbyt długiemu spaniu, myślałem, że to strata czasu. Dzisiaj potrafię znaleźć w tym sens.
Źródło: „Ozon” nr 28, 2005
Czasami wyzwaniem aktora jest powstrzymać się od grania i po prostu być.
Dla mnie jest to taka zabawa w kino. Praca z Olafem to niesamowicie mile i przyjemnie spędzony czas na planie. Nie jest to może jakieś wielkie wyzwanie aktorskie, ale po prostu robimy sobie żarty, które widzowie chcą oglądać.
(…) dochodzę do wniosku, że im więcej lat upływa od jego śmierci, tym bardziej odrywamy się od jego ról, a zostaje nam w głowie wizerunek uśmiechniętego, zagubionego, głęboko nieszczęśliwego człowieka w zadymionych okularach. Oczywiście nadal jest w nim dużo energii i optymizmu, z emanującą specyficzną aurą. Właśnie przez to oraz jego przedwczesną śmierć narodziła się legenda. Gdzieś w nas ona zakiełkowała i dzisiaj już nie analizujemy jego ról. Na hasło Cybulski pojawia się po prostu cała masa znaczeń.
(…) ja bardzo nie lubię udzielać rad. Kiedyś do mnie bardzo przemówił cytat, który znalazłem, i tu może panią zaskoczę, we „Władcy pierścieni”, że… rada to niebezpieczny przyjaciel. Bardzo mi się ten cytat podoba. I jeśli mnie ktoś prosi o doradzenie, od razu się jeżę. A psychologia często przydaje się w teatrze, podczas prób. Kiedy z kolegami roztrząsamy jakieś ludzkie zachowania. I wtedy przypominam sobie tysiące rzeczy z zajęć. I opowiadam kolegom – dlaczego z naszym bohaterem coś takiego się dzieje.
Jako aktor wierzę, że rzeczywistość to nie tylko to, czego możemy dotknąć, na czym możemy usiąść, co nas otacza między snem a złudzeniem.
Źródło: „Ozon” nr 28, 2005
Jestem jak najdalszy od mitologizowania zawodu aktora. Dla mnie to jakieś nieporozumienie, kiedy ktoś mi porównuje to do odprawiania co wieczór mszy, wypruwania flaków, czegoś tam przeżywania. Coś przeżyć to ma widz i tylko on. Jest to jedyna prawda o tym zawodzie. Aktor może zwymiotować, zsikać się czy popłakać na scenie, ale jeśli widza nie będzie to obchodzić, nie ma to wtedy żadnego znaczenia. Być może ten, kto nas z tej sceny czy ekranu najbardziej wzrusza i wstrząsa naszą rzeczywistością, umie to robić na pstryknięcie i tylko technicznie? Mnie, jako widza, zupełnie to nie obchodzi. Dla mnie ważne jest to, co ja wtedy czuję. Jakimi środkami aktor to osiąga, pozostaje absolutnie drugorzędną sprawą. Sam jestem aktorem wyznającym dość kontrowersyjną tezę, że dziewięćdziesiąt procent sytuacji, które my, aktorzy, mamy odegrać, zdarzają nam się w życiu na co dzień i to niezapowiedzianie. Nie jesteśmy do nich w żaden sposób przygotowani. Wielkość aktorstwa polega na tym, kiedy ktoś w tej jednej sekundzie jest w stanie uwierzyć w ten cały, założony świat, a potem przekonać do tego widzów. Dlatego jestem bardzo daleki od nadawania temu zawodowi jakiejś większej rangi, jeśli mówimy akurat o pewnym posłannictwie czy misyjności. Chwile szczególne, urzekające owszem się zdarzają, ale naprawdę nie ma powodu robić z tego od razu religii.
Kino kiedyś wyglądało inaczej. Chciałoby się mieć dzisiaj kilku takich Kieślowskich, a przynajmniej jednego. W czasie realizacji „Dekalogu” byłem jeszcze dzieckiem i nie miałem pełnej świadomości, w czym biorę udział i co to dla mnie znaczy. Ale nie mógłbym chyba sobie wyobrazić piękniejszego rozpoczęcia mojej filmografii.
Muzyk albo aktor wychodzi na scenę po to, żeby zmuszać do refleksji, do przemyśleń lub, po prostu, zachwycać. Śmiech jest dużo bardziej bezkompromisowy. Bo albo coś jest zabawne, albo nie. Trzeba więc mieć w sobie trochę bezczelności, żeby proponować ludziom, aby wydali na ciebie pieniądze.
My [Polacy] nie mówimy o sobie źle. Jest Skrzetuski, Wołodyjowski, powstanie warszawskie, powstanie styczniowe. Przywiązywaliśmy dzieci pod Cedynią jako tarcze i to jest super. Znaczy to jest najlepsze, co Polskę spotkało. Nigdy nie ma spojrzenia na naszą historię z punktu widzenia, że: „zastanówmy się, bo to nie było dobrze”.
Nie lubię, gdy filmy starają się być mądrzejsze od życia. Są wydumane i nieprawdziwe. Nie podoba mi się, kiedy ktoś nie ma do końca pomysłu artystycznego, a koniecznie chciałby uchodzić za artystę. Polskie filmy często są właśnie wydumane. Tak naprawdę to brakuje nam zwykłych, prostych opowieści o ludziach.
(…) nie wyglądam na swoje lata. Dla kina to chyba dobrze, chociaż kilka ciekawych ról mi umknęło. Role trzydziestokilkulatków sprząta mi często sprzed nosa Marcin Dorociński. Widać muszę jeszcze trochę poczekać, żeby grać dojrzałych mężczyzn.
Polscy kibice wygwizdali antyrasistowską akcję. Nie „nie poparli”. Wygwizdali. Przez pierwsze lata rządów PiS-u, pierwsze, drugie i trzecie afery, nepotyzmy, łamanie praw i norm, myślałem że to jakaś pomyłka, że suweren jest po prostu niedoinformowany i zaraz, jak wszystko wyjdzie na jaw, to się to musi rozlecieć. Dziś już tak nie myślę. Po prostu tacy jesteśmy i tego chcemy. Nie szczepimy się, nienawidzimy czarnych, Żydów i pedałów, nie chcemy pomagać innym, gardzimy nauką, sztuką, prawem. Mamy w dupie trójpodział władzy i wolne media. Po prostu nic, ale to nic nas to nie obchodzi. A cała reszta (mniejszość) może się z tym a) pogodzić, b)wyjechać, c) żyć w rozpaczy i depresji. To obecnie dla większości Polski nie ma zresztą właściwie żadnego znaczenia. PS: Myślę, że wyjdziemy z UE. To nie jest dla nas miejsce.
Opis: o wygwizdaniu przez polskich kibiców piłkarzy angielskich, którzy klęczeli w geście poparcia walczącego z rasizmem ruchu Black Lives Matter.
Podszedł do mnie na stacji benzynowej (…) człowiek wyglądający na mocno pogruchotanego przez życie, o dość niemiłym zapachu, z prośbą o podwiezienie. Byłem sam, trzaskał mróz, w ułamku sekundy postanowiłem pomóc. (…) nie miał grosza przy duszy ani pracy i samotnie wychowywał trójkę dzieci, które się pochorowały, i zabrakło mu 68 zł na wykupienie lekarstw. (…) wybrał się stopem, przez pół Polski, do kolegi z wojska, żeby mu pożyczył pieniądze na święta. Ten odprawił go bez niczego, o świcie. (…) Oczywiście, oddałem wędrowcowi wszystko, co miałem w portfelu, ale pomińmy to, bo przytrafiła mi się niesamowita podróż i rozmowa. Mój pasażer posługiwał się innym językiem, ale znaleźliśmy wiele wspólnych tematów. Rozmawialiśmy o Radiu Maryja, Dodzie-Elektrodzie i braku Teatru Telewizji. „Panie, zabrali mi ten Teatr Telewizji! Gdzie ja do teatru pójdę?” – mówił. – „Ileż można tego Kevina oglądać?”. Kiedy się rozstaliśmy, uroniłem łezkę, bo takie spotkania są jak katharsis.
Prezes Kurski tłumaczy wycięcie Wojtka Smarzowskiego z relacji gdyńskiej nie cenzurą, a głupotą. Myślę, że to akurat może być prawda. I myślę, że z taką głupotą będziemy się coraz częściej spotykać. Głupotą dziennikarzy państwowych mediów, dyrektorów Radia Gdańsk, wszelakich działaczy różnego szczebla, urzędników, biznesmenów, prezesów, a także sędziów, adwokatów, prokuratorów,itd. Głupotą podszytą strachem przed władzą. Żeby przypadkiem nie podpaść wszechmocnej władzy.
Promocja filmu jest u nas nowym zjawiskiem. Dawniej po prostu chodziło się na filmy, nie wymagały żadnej promocji, bo same sobie były najlepszą reklamą. Dzisiaj widz przyzwyczaił się do tego, że jeżeli mu się nie każe na coś iść, to on nie pójdzie, a kiedy mu się każe, to niezależnie od tego, co to jest, pójdzie. Niestety.
Rola nie powstaje przecież z teorii, tylko z doświadczenia. Z wyobraźni, przeżyć, przemyśleń, z bycia takim, a nie innym człowiekiem. Gdy podczas prób w teatrze analizujemy jakąś postać, szukamy przykładów z życia, bo to pomaga sobie ją wyobrazić. Takich przykładów ze studiów znam setki. Psychologia rozwinęła moją wrażliwość na innych ludzi, ciekawość i otwartość na spotkania z nimi.
Źródło: „Zwierciadło” 2005, nr 1
Scenariusz Mistyfikacji zafascynował mnie, chybabym dopłacił, żeby w tym filmie zagrać.
Spokój to upragniony przez nas stan, ale tak naprawdę prawdziwe życie jest zawsze formą i efektem jakiegoś dygotu…
Źródło: „Ozon”, 2005, nr 28
Studia wyższe jeszcze nikomu nie zaszkodziły. Mam nadzieję, że psychologia wzbogaciła mnie nie tylko jako człowieka, ale i jako aktora. Aktor przecież też rozważa, rozdrabnia i dokonuje analizy psychologicznej. Zawsze czeka mnie pewna łamigłówka – jaki jest mój bohater, jak się zachowuje, dlaczego mówi to, co mówi. Często to jest ta sama droga, którą podąża psycholog w rozważaniu ludzkich przypadków. Pięć lat moich studiów i zastanawiania się, dlaczego ludzie są tacy, a nie inni, to w zasadzie ta sama działka.
Szczęście nigdy nie jest nam przypisane na zawsze, a najczęściej jest niezwykle ulotną chwilą. Dlaczego więc chwile szczęścia, których doznajemy we śnie, miałyby być mniej wartościowe od tych na jawie?
Źródło: „Ozon”, 2005, nr 28
Takie role, które pomagają nie zostać w jednej szufladce, są dla każdego aktora niezwykle cenne.
To, co się dzieje dzisiaj w Polsce, związane z tym strajkiem, to jest też dobra lekcja dla wszystkich pracowników służby zdrowia, dla wszystkich urzędników państwowych, rolników, górników. Jeżeli kiedykolwiek państwo zechcecie zastrajkować, to też będziecie opluci, zmieszani z błotem, będziecie uważani za przeciwników politycznych, za wrogów ojczyzny, za wrogów Jezusa Chrystusa Króla Polski. Warto się przypatrzeć temu, co się dzieje z nauczycielami dziś i zastanowić się, czy chcemy, żeby z nami się to kiedyś stało.
Wiele się na Uniwersytecie Jagiellońskim nauczyłem, ale też podarowałem sobie beztroskie, cudowne krakowskie życie. W szkole teatralnej zajęcia trwają od rana do późnego wieczora, a potem jeszcze trzeba wkuwać role i próbować. Na psychologii człowiek pouczył się dwie godziny i do baru.
Wróżebność snów traktuję z przymrużeniem oka. Nie sądzę, żeby przewidywały przyszłość. A nawet jeżeli tak jest, to przez wieki straciliśmy umiejętność ich tłumaczenia.
Źródło: „Ozon”, 2005, nr 28
Zastanawiam się, na ile kino powinno być uniwersalne, a na ile nasze. Odnoszące sukcesy filmy koreańskie czy irańskie są mocno osadzone w tamtej kulturze, a jednocześnie uniwersalne. My albo grzebiemy się w problemach, które kompletnie świata nie obchodzą, albo szukamy takiego uniwersalizmu, który staje się pustym naśladownictwem. Chyba powinniśmy bardziej postawić na zawód scenarzysty, oddzielić go od zawodu reżysera. Ale nie mam recepty. Nikt jej nie ma.
Z tym większą przyjemnością przyszedłem dziś do państwa, żeby ogłosić najlepszą aktorkę drugiego sortu… Chciałbym być dobrze zrozumiany – aktorzy drugiego planu to nie jest jakaś armia artystów wyklętych… przeklętych! To nie jest ktoś, kto tam gdzieś w tle się wałęsa… pałęta! Aktor i aktorka drugiego planu to jest ktoś, na czym stoi film jak na oponie… opoce! Przepraszam, miało być poważnie, a państwo mają tu polew…
Opis: podczas wręczania nagrody dla najlepszej aktorki drugoplanowej podczas gali rozdania nagród Orły 2016
Ja bardzo lubię, kiedy poziom na widowni wzrasta powyżej 1,2 promila (…).
Opis: reakcja na zaczepki mężczyzny z publiczności.
Źródło: monolog Rozmowy telefoniczne.
Kiedy popatrzyłem w lustro, które kupiłem na rogu 45 i 7 Avenue, zobaczyłem nagle twarz znanego korespondenta Wiadomości i powiedziałem: „Mariusz, od 72 godzin nie przeprowadziłeś żadnej relacji zza oceanu!”
Malutkie ciasteczko, kruchutkie ciasteczko, słodziutkie, a w środku wisienka! Z niezwykłej foremki niezwykłe ciasteczko! Z ciasteczkiem się życia nie lękam!
Źródło: piosenka Chciwość (Ciasteczko)
(Magdalena Mołek wręcza Garou Wiktora, gratulując mu w języku angielskim) Może ja będę tłumaczył. Witamy cię, o Garou, w tej pięknej sali. Chciałam powitać cię chlebem i solą, alem go zjadła. (Magdalena Mołek uzasadnia werdykt Akademii Telewizyjnej i pyta Garou o wspomnienia z Sopot Festivalu) Kiedy tak pięknie śpiewasz i śpiewasz, wszyscy jesteśmy tym oczarowani, włączamy odbiorniki, przestrajamy stacje radiowe, a kucharki nawet odchodzą od garu. (Magdalena Mołek pyta Garou, czy zechciałby powiedzieć kilka słów) Czy chciałbyś, żebym ja nadal coś mówił? (Garou wita się mówiąc „Dobry wieczór”) Good evening. (Garou mówi „Dziękuję bardzo” i wyjaśnia, że są to jedyne polskie słowa, jakich się nauczył). Kiedy szedłem dziś Krakowskim Przedmieściem… (Garou składa podziękowania) Zobaczyłem takie dwa bałwanki ze śniegu ulepione. I bardzo chciałbym je jeszcze kiedyś zobaczyć. (Garou wyraża nadzieję, że Maciej Stuhr jest dobrym tłumaczem) I chciałbym być tak przystojny jak ten facet z prawej.
Źródło: gala rozdania Wiktorów, 3 marca 2003
Na ulicach Krakowa Jest dorożka i konik, Też by wiersz napisał – Taki jest natchniony!
Od razu „poproszę”, od razu „poproszę"…! A porozmawiać?!
Źródło: monolog Pralka.
Pianinko tutaj pięknie ciągnie, Ja też niebrzydko gram. Naszej gry nie słucha byle cham, Lecz pieśni pięknych myśli pełne Dziś pokrył gruby kurz. Dziś Bayer Full – dla uszu ból, A mózg ma spokój.
Źródło: parodia Stanisława Sojki i piosenki Czas nas uczy pogody.
Moje spotkania z Piotrem B.
(…) Bałtroczyk utrzymuje, że jest ojcem Batmana.
Kwiecień, 1992 rok. Pierwsze spotkanie. Bałtroczyk wypowiada do mnie pierwsze słowa – „Dobry wieczór państwu”.
W nocy z 19 na 20 lutego 1999 roku odkrywam w Bałtroczyku bratnią duszę. Rano 20 lutego nie pamiętam dlaczego.
Od dawna mam ochotę napisać kilka słów w obronie Macieja Stuhra. Spotyka się z ostrym hejtem za to,że wyraża swe poglądy i ma odwagę ich bronić, jest w tym konsekwentny. Czasem przegina, ale na hejt nie zasługuje. Nie zgadzam się z nim, ale nie jest on rozhisteryzowanym celebrytą.
Zaciśnięte szczęki, wydatne usta zwinięte w wąską szparkę, oczy pełne gniewu to Raskolnikow dzielący ludzi na dwie kategorie, przyznający sobie prawo łamania zastanych praw, usuwania przeszkód na swej drodze, także za cenę zbrodni. Powłóczący nogami, z głową schowaną w ramionach, z błyskiem obłędu w oku to Raskolnikow zaszczuty, złamany, wyobcowany, to wesz, nie człowiek. Podnoszący głowę przy czytaniu ewangelii o wskrzeszeniu Łazarza to Raskolnikow w momencie aktu łaski, budzący się z nadzieją na nowe życie. W każdym z tych wcieleń widać niewątpliwy aktorski talent Stuhra. Widać też jednak pewne niedostatki warsztatu – przede wszystkim w relacjach z partnerem.