Kochałem cię niestały; cóż bym wierny czynił? Nawet gdy z ust okrutnych posłyszę w tej chwili Oziębłe twoje słowa zgon mi zwiastujące, Wciąż nie wiem, jak okiełznać me serce gorące.
Ujrzałam go: me lice spłonęło, pobladło, Dziwne zmięszanie jakieś na duszę mi padło, Oczy przestały widzieć, dech zamarł mi w łonie, Uczułam, iż me ciało drży całe i płonie…
Jest jak drzewo, które wysuszyło kilka innych drzew rosnących w pobliżu, drzewo, co zdusiło rośliny wijące mu się u stóp, ale koronę swoją wzniosło aż do obłoków. Gałęzie jego rozpostarły się daleko. Użyczają cienia tym, którzy przychodzili, przychodzą i przychodzić będą, żeby spocząć przy pniu pełnym majestatu. Spłodził owoce o wykwintnym smaku, które odradzają się nieustannie.