polski działacz ruchu ludowego, premier II Rzeczypospolitej Z Wikiquote, wolnego zbiornika cytatów
Wincenty Witos (1874–1945) – polski polityk, działacz ruchu ludowego, trzykrotny premier II RP.
(Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1981)
Chłop jeszcze sprzed 50 laty był dziwną mieszaniną wszystkiego. Uważał się sam za niższe i mniej wartościowe stworzenie od innych. Nie tylko że w to sam święcie wierzył, ale i drugich w tym umacniał, obniżając rozmyślnie swoją wartość w ich oczach. Był niewolnikiem tak z krwi, tradycji, wychowania, jak i z własnej woli. Cnotę pokory doradzaną mu przez Kościół i księdza, ale wobec Boga, on stosował wobec wszystkich, i to często z niesłychaną jeszcze przesadą. To odbierało mu wszelką inicjatywę, możność poruszania się i obrony, to stwarzało beznadziejność wszelkich jego zamierzeń i posunięć.
Czas płynął jak zawsze, zmieniały się nie tylko pory roku, jak godziny na zegarze, ale i stosunki. Lata dziecięce, dziecięce zabawy, utrapienie, niedostatek, praca, dorobek, lata dojrzałe i kłopoty nowe, orki i zasiewy, żniwa i omłoty, szczęście i zawody, wesele i smutek, urodzaj i klęski, pogoda i burze, grady i powodzie stały się tak naturalnymi zjawiskami, że nie tylko nie wywoływały zdziwienia, ale bardzo rychło z pamięci uciekały.
Źródło: s. 28.
Nie miałem nigdy przesadnej wrażliwości ani skłonności poetyckich. Starałem się na wszystko patrzeć realnie.
Źródło: s. 28.
Poza tym wiecznym strachem przed wszystkim i wszystkimi, stosunki uczyniły chłopa podejrzliwym, nieufnym i niewiernym. Nie wierzył nikomu, bo został prawie przez każdego oszukany, podejrzewał też wszystkich, że czyhają na niego, bo miał do tego dosyć powodów. Stan, w jakim się znajdował, uważał za dopust i zrządzenie boże i ani mu przez myśl nie przeszło, by miała przyjść kiedy jaka zmiana.
Zasłużony spokój przerwał i zamącił przewrót majowy, który chwilowo zaświecił mirażem szczęścia, ażeby wkrótce zasłonić je ciężkimi ołowianymi chmurami. Wieś zrobiono obiektem nowej polityki, dziwnej i niezrozumiałej, a jej mieszkańców zwyczajnym sprzętem. Uczyniono to, niestety, nie bez jej winy i pomocy. To mnie bolało najwięcej i jakkolwiek nie ustawałem w pracy, to nieraz dręczyło mnie niepokojące pytanie: „Czy z tej wsi kiedy co będzie, czy praca moja i innych nie jest zmarnowana?”
Życia swojego nie spędziłem ani na piecu, ani na wygodach. Nie miałem nadzwyczajnego powodu przywiązania się do wiejskich śmieci, prowadząc przez dziesiątki lat tułaczy, niemal cygański żywot. Rozbratu z rodziną, trwającego nieraz tygodnie i miesiące, nie uważałem za nieszczęście ani za ofiarę. Nie odczuwałem przykrej różnicy pomiędzy wagonem kolejowym a moim mieszkaniem. Nierzadko zmuszała mnie do tego twarda konieczność, ale częściej robiłem to z własnej woli. Wszędzie mi było prawie jednako i wszędzie czułem się dobrze.
Źródło: s. 28.
Remove ads
Chłop zachował w najgorszych chwilach ziemię, religię i narodowość. Te trzy wartości dały podstawę do stworzenia państwa.
Chłopi bali się Polski niesłychanie, wierząc, że z jej powrotem przyjdzie na pewno pańszczyzna i najgorsza szlachecka niewola. Powstania uważali za jakąś potworną zbrodnię, której nawet nie umieli nazwać ani określić, a powstańców za dzikich, pomylonych zbrodniarzy, będących plagą ludności i nieszczęściem dla chłopów.
Gdyby zaszła taka potrzeba, musimy podjąć walkę na śmierć i życie, bo lepsza nawet śmierć niż życie w kajdanach, lepsza śmierć niż podła niewola. Precz z małodusznością, precz ze zwątpieniem. Ludowi, który jest potęgą, wątpić nie wolno ani rezygnować nie wolno! Trzeba ratować Ojczyznę, trzeba jej oddać wszystko – majątek, krew i życie, bo ta ofiara stokrotnie się opłaci, gdy uratujemy państwo od niewoli i hańby.
Źródło: Do Braci włościan na wszystkich ziemiach polskich, 30 lipca 1920
Jeżeli dyktatura w Warszawie była inteligentna, to dyktatura policjanta taką być nie mogła, bo przeważna część policjantów nawet do swego zadania nie dorosła. A jednak byli to ludzie, którzy rządzili i sądzili. Zaczęły się orgie szykan i nadużyć. Stan podobny wywołuje wśród ludności niechęć, a często nienawiść do urzędników, a przez utożsamianie ich z państwem niechęć ta przechodzi na państwo. Toteż lud obojętnieje dla państwa, nie znajdując opieki, a czując pogwałcenie swych praw, usuwa się na bok.
Opis: przed sądem okręgowym w Warszawie, 28 października 1931.
Źródło: Na procesie brzeskim, w: Wielkie mowy historii, t. 2, Spółdzielnia Pracy Polityka, Warszawa 2006
Powołując lud do broni, uznajemy święty obowiązek państwa zabezpieczenia żołnierzowi poparcia, inwalidzie opieki, a rodzinom zarówno zmobilizowanych, jak i ochotników czynnej natychmiastowej i wydatnej pomocy. Rząd wezwie naród do ofiar koniecznych dla ratowania i ocalenia ojczyzny i nie zadowoli się jedynie ofiarnością nielicznych jednostek. Od społeczeństwa zaś żąda męskiej karności, spokoju i posłuchu jako gwarancji bezpieczeństwa i warunku zwycięstwa. Odrzucając hasła partyjne, rząd nie zapomni, że masa ludu pracującego wsi, miast i osad fabrycznych dać musi dzisiaj Polsce krew i trud, aby w niej znaleźć ukochaną ojczyznę - matkę wdzięczną dla wielkiej rzeszy swoich obrońców. Naród nasz stać na to, ażeby się skutecznie bronić i oprzeć wrogom, skoro istnieje silna wola i zjednoczenie sił wszystkich.
Prawdę mówić! Prawdą się kierować! Prawdy żądać! Prawdy dochodzić!
Opis: w liście do wnuka.
Źródło: Andrzej Zakrzewski, Wójt z Wierzchosławic, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1984, s. 10.
Rozwadowski skarżył się, że nie może zrozumieć Naczelnego Wodza. Wyraził obawę, że ofensywa Piłsudskiego może być spóźniona, gdyż ciężar walki przenosi się na północ od Warszawy. Akcja Piłsudskiego znad Wieprza może być bardzo efektowna, ale dla wojny ma jego zdaniem znaczenie drugorzędne.
Opis: o Tadeuszu Rozwadowskim, który uważał plan uderzenia w bitwie warszawskiej znad Wieprza za ryzykowny ze względu na zbyt dużą odległość od Warszawy.
Stawiamy gmach, w którym stale, niepodzielnie królować winny: samodzielność, wolność, prawo i sprawiedliwość. Tu nikt nie powinien się uchylać od współpracy, odgrywać rolę widza ani być odsunięty bez ważnych powodów. W Polsce Odrodzonej, Demokratycznej, Ludowej nie może być elity panującej i niewolników, a choćby tylko upośledzonych obywateli. Nasze najbardziej żywotne interesy nakazują nam wszechstronne unormowanie stosunków ze wszystkimi sąsiadami, a w szczególności z Rosją Sowiecką. Rzecz naturalna, jak równy z równym. Rozpaczliwe gesty lub dąsanie się żadną realną polityką nie jest.
W chacie na Podlasiu, gdzie bieda aż piszczała (…), gospodarz dumnie wyciągnął ze skrzyni dokument poświadczający indygenat. – Na co to wam? – pytam. – Na to, by ludzie wiedzieli, że moi przodkowie nie byli po dupie bici – odparł chłop. Warto było pamiętać, że się w dupę nie brało niźli odwrotnie.
Źródło: Paweł Wroński, My, szlachta, „Gazeta Wyborcza”, 8–9 września 2012.
Wyznaję zasadę, że nigdy i nigdzie, w żadnym państwie nie wystarczy i dla obrony, i w każdej innej sytuacji państwa, ani klika, ani poszczególny, choćby najwięcej genialny człowiek. Ciężar ten musi wziąć na siebie całe społeczeństwo. Nie chcemy więc, żeby Polska budowana była na jednym człowieku, chcemy, ażeby budowało ją całe społeczeństwo.
Opis: przed sądem okręgowym w Warszawie, 28 października 1931.
Miał Witos świetne pióro. Jego publicystyka – a pozostawił po sobie około tysiąca tekstów, nie licząc kilka tysięcy stron mających wspomnień czy mów sejmowych – nie ma w sobie nic z gawędy, którą tak chętnie posługiwał się Bojko, nie ma w niej też tego gwaru bojowego, tak charakterystycznego dla Stapińskiego, czy maksym łacińskich przywoływanych przez Rataja. Jego proza jest jakby oszczędna, ale i nasycona konkretem. Budował zdania proste. I prosto pisał o złożonych sprawach. Natchnieniem była mu z reguły doraźna potrzeba: aktualne wydarzenie, problem do rozstrzygnięcia, sprawa do załatwienia. I pisał też w miarę potrzeby. Realista – nawet w momentach przełomów i chwilach dramatycznych nie do serc się zwracał, lecz apelował do rozumu i woli. I nie oszczędzał czytelników. Nie schlebiał im, jak wielu to chętnie czyniło. Za to często i ostro napominał, a jeszcze częściej twardo pouczał.
Źródło: Andrzej Zakrzewski, Wójt z Wierzchosławic, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1984, s. 8.
Socjaliści mają pono teraz obiecaną pomoc chłopów spod sztandaru pana z chłopów, kamienicznika Witosa (...), tylko że znając już przewrotność tego wodza, na instynktach chłopskich płynącego z falą łapczywości, (...) rokować można socjalistom, że spotka ich od Herostrata Witosa dotkliwy zawód.
Opis: w związku z uchwałą o reformie rolnej z 10 lipca 1919.
Źródło: Weronika Gostyńska, Tajne rokowania polsko-radzieckie w 1919 r. Materiały archiwalne i dokumenty, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1986, s. 66.
To, że się znalazł w Polsce chłop, który zdobywszy ogromny wśród ludu autorytet wręcz mu powiedział, że Polska nie jest dla chłopów ale chłopi dla Polski – to fakt dużego znaczenia w historii początków naszej odrodzonej niepodległości.
Źródło: rozmowa Mieczysława Pruszyńskiego, „Bunt Młodych”, nr 23–24, 1935.
Wincenty Witos walczył o Polskę praworządną, wolną i demokratyczną. Polskę, w której wszyscy są równi wobec prawa, a interes partii nigdy nie jest ponad interesem Ojczyzny. Warto, poza powoływaniem się na przywódcę Ruchu Ludowego wdrażać w życie idee, którym był wierny.
Wincentego Witosa wsadzili do więzienia sanacyjni idole PiS-u oraz prezydenta w sfingowanym procesie brzeskim. To PSL z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem i przy wsparciu Adama Bodnara walczyli o rehabilitację Witosa, dzięki czemu Sąd Najwyższy uniewinnił dawnych liderów PSL. Takie są fakty.