Dla najprostszego widza był oczywiście najgorszy film, w jakiem zagrałem, czyli Ciacho. Ciacho jest pewną cezurą jeśli chodzi o zaufanie. Poczułem się wykorzystany, kiedy zobaczyłem na premierze zabiegi reżysera i montażysty, które spowodowały, że w filmie pojawiły się rzeczy, których nie było w scenariuszu. To było, delikatnie mówiąc, spore zaskoczenie. Ten film ma swoich fanów, ale to nie jest moja poetyka. Pierwszy po wyjściu z premiery powiedziałem, że jestem w szoku, co to za dziadostwo, w którym zagrałem. My, aktorzy, jesteśmy bardzo mocno rozliczani za to, co robimy i trzeba wreszcie zacząć mówić prawdę.
(…) jestem niepoprawnym optymistą. Wszyscy, którzy mnie znają, to potwierdzą. Na minione miesiące patrzę w jasnych barwach, mimo że początek był trudny.
Ostatnio okropnie się zirytowałem na planie serialu, bo przedłużały się zdjęcia i nie mogłem wyjść do teatru o właściwej porze. Doszło do karczemnej awantury z kierownikiem produkcji. Ci ludzie z seriali i filmów często nie rozumieją, że dla aktora teatr jest świętością.
Wstyd jest dziś rozmawiać o naszych bohaterach z dzieciństwa. Bo jakich mieliśmy bohaterów? Czterech pancernych? Czy Mirosława Hermaszewskiego? Przecież wszyscy zbieraliśmy znaczki z pierwszym polskim kosmonautą. Ciągle łapię się na tym, że podśpiewuję sobie hity z tamtych lat: Sośnickiej, Sipińskiej. Te piosenki opowiadają o jakiś pierdołach, a jednak w nas zostały.