Himmler powiedział mi, że Führer wydał rozkaz ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej. My, SS, musimy ten rozkaz wykonać. Gdyby nie został on wykonany, Żydzi zniszczyliby później naród niemiecki. Ze względu na dobry transport i możliwość izolacji obozu wybrał on Oświęcim. Mnie przypada wykonanie tego ciężkiego zadania. Trzeba teraz zapomnieć o wszelkich względach ludzkich i myśleć tylko o jego wykonaniu.
Na klamrach swoich pasów esesmani mieli napis: „Mój honor to wierność”. Nic dodać, nic ująć. Stale im się te klamry rozpinały, bo były źle zaprojektowane (przez Hugo Bossa, zdaje się...). W akcji na przykład, dajmy na to – podczas zabijania ciężarnej kobiety – pod wpływem gwałtowniejszych ruchów taki pas się rozpinał i... pojawiał się nieoczekiwanie znak zapytania co do honoru. Nieraz się taki mundurowy zażenował albo po prostu wściekł. To był dla nich żywotny problem, sprawa feralnych pasów musiała się pojawiać wielokrotnie przy okazji wprowadzania kolejnych zmian w wyposażeniu jednostek Waffen-SS...
Oddziały SS otaczały wioskę, ludzi pędzono pieszo lub dowożono furmankami do obozu przejściowego w Zamościu lub w Zwierzyńcu. A tu dochodziło do dantejskich scen. Oddzielano dzieci od rodziców, a następnie je segregowano.
Oto ludzie z trupimi czaszkami na patkach mundurów okazali się degeneratami, kompensującymi sobie swoje wcześniejsze wykluczenie społeczne oraz skazy osobowości gorliwym uczestnictwem w machinie zbrodni.
Autor: Włodzimierz Kalicki , Kulturalny ideolog II Rzeszy, „Gazeta Wyborcza”, 12 lutego 2008, s. 14.
Wiem, że są ludzie w Niemczech, którzy dostają mdłości na widok czarnego uniformu. My to rozumiemy i wcale nie wyobrażamy sobie, że kocha nas zbyt wielka liczba ludzi. Ale kto nosi w sercu sprawę Niemiec, powinien i musi nas poważać, ponieważ my wzniecamy strach u tych, którzy mają nieczyste sumienie względem Führera i narodu, gdziekolwiek dzieję się to i kiedykolwiek.