Obóz przesiedleńczy w Zamościu – niemiecki obóz koncentracyjny o charakterze przesiedleńczym, ekspozytura Centrali Przesiedleńczej w Łodzi utworzona przez Niemców podczas wysiedleń z Zamojszczyzny w celu selekcji oraz deportacji polskiej ludności cywilnej wysiedlanej z terenu Zamojszczyzny.
Kiedy wysiedlono mnie i siostry, miałam 4 lata. W obozie w Zamościu nas rozdzielono. To było dramatyczne. Jako 4-letnie dziecko nie zdawałam sobie sprawy z tego, że ja już mamy nie zobaczę. Ale najstarsza siostra wiedziała o tym i czepiła się spódnicy. Niemiec mamę uderzył w lewą skroń tak strasznie, że jeszcze na zdjęciu w Oświęcimiu ma tę zabliźnioną ranę.
Mnie tam rozebrali. W oczy mi zajrzał lekarz. Ręce mi kazał podnieść... Oczy niebieskie miałem. Zawiesili mi na szyi tabliczkę. Nadawałem się do Rzeszy, do Reichu, do zniemczenia.
Oddziały SS otaczały wioskę, ludzi pędzono pieszo lub dowożono furmankami do obozu przejściowego w Zamościu lub w Zwierzyńcu. A tu dochodziło do dantejskich scen. Oddzielano dzieci od rodziców, a następnie je segregowano.
Przez trzy tygodnie pracowałem w tym obozie (w Zamościu) jako furman. Codziennie wywoziłem wraz z innymi około 30 trupów dzieci, które były chowane na cmentarzu bez trumien. Gdy była zaś ciemna noc, bez względu na pogodę, wywoziliśmy dzieci same bez rodziców i bez starszych osób do pociągu, który stał koło rampy buraczanej. Gdzie później Niemcy te pociągi z samymi dziećmi wywozili, tego nie wiem.
Rodziny nie mogły po rozdzieleniu się widywać, ponieważ baraki były oddzielone drutem kolczastym. W najgorszych barakach, tzw. końskich, byli umieszczeni starcy, dzieci oraz ludzie niepełnosprawni. Gdy, któraś z matek podeszła do drutów i zobaczył ją strażnik obozowy, szczuł ją najpierw psem, a potem kopał do utraty przytomności.
Autor: Mieczysław Czerniak
Opis: o dzieciach Zamojszczyzny rozdzielanych od rodzin i matek w obozie przesiedleńczym w Zamościu.
Rozbieraliśmy się do pasa i pojedynczo podchodziliśmy do nich. Oni stali za stolikami. Kładliśmy ręce na stolik, a wtedy patrzyli nam w oczy, za uszy i na ręce. Rodzicom dawali kartki i szliśmy do następnego baraku. Zaczęli oddzielać dzieci od rodziców i wtedy zaczęło się piekło na ziemi. Dzieci trzymają matki za ręce, za spódnice, wracają, matki płaczą. A Niemcy rozwścieczeni krzyczą: „Odprowadzić, bo jak ci dam 25 nahajów, to cię zaraz szlag trafi”. Dzieci i tak wracały, a oni je popychali, odrzucali.
Autor: Kazimiera Dołba
Opis: w niemieckim obozie przejściowym w Zamościu.
To było straszne! Zostaliśmy przewiezieni do Zamościa. Dopiero tam odnaleźliśmy się wszyscy. Warunki bytowe w tym obozie były straszne: jedno-piętrowe prycze z desek, wszędzie dużo dzieci, nawet na środku placu w błocie, w szmatach leżały dzieci. Niewiele pamiętam, może tylko płacz, smutek i głód.
W tym czasie widziałem naocznie, jak Niemcy odłączali dzieci od matek. To oddzielanie matek od ich pociech najbardziej mną wstrząsnęło. Najgorsze tortury, jakie zniosłem, były niczym w porównaniu z tym widokiem. Niemcy zabierali dzieci, a w razie jakiegoś oporu, nawet bardzo nikłego, bili nahajami do krwi – i matki i dzieci. Wtedy w obozie rozlegał się pisk i płacz nieszczęśliwych. Nieraz matki zwracały się do Niemców z prośbą o żywność dla zgłodniałych i zmarzniętych dzieci. Jedyne, co mogły otrzymać, to uderzenie laską lub bykowcem. Widziałem, jak Niemcy zabijali małe dzieci (...) Warunki higieniczne były straszne. Wszy, brud, pchły, pluskwy wprost żywcem pożerały ludzi.
Autor: Leonard Szpuga, wysiedlony rolnik z Topólczy
Źródło: Roman Hrabar, Czas niewoli czas śmierci, Interpress, Warszawa 1979, str.47
Więźniowie obozu przejściowego w Zamościu, którzy przeżyli wojnę, wskazują na szczególne okrucieństwo zastępcy komendanta obozu SS-Unterscharführera Artura Schütza, nazywanego przez dzieci „Ne”. Ten były bokser zawodowy osobiście zabił wielu więźniów, zarówno dorosłych, jak i dzieci. Podobne doświadczenia wywarły trwały wpływ na ich psychikę, traumatyczne przeżycia często pozostawiły nieodwracalne zmiany w ich osobowości. Strach i przerażenie potęgowane były widokiem zrozpaczonych oraz bezradnych rodziców.
Wstrząsające są relacje ówczesnych ośmio-, 10-latków, które siłą odrywane od rodziców nierzadko były świadkami ich śmierci, a same pozbawione opieki i troski, narażone na okrucieństwa ze strony strażników, doznawały ogromnego wstrząsu psychicznego.