Dzieci, które były wysiedlane w trzeciej fazie, trafiały latem 1943 roku do niemieckiego obozu koncentracyjnego na Majdanku. Z powodu panujących warunków w obozie śmiertelność była wysoka. Te dzieci stosunkowo krótko przebywały na Majdanku, właściwie tylko kilka tygodni, a śmiertelność sięgnęła ponad 10 procent. I tak gdy zimą na przełomie roku 1942 i 1943 panowały ogromne mrozy dziesiątkujące wysiedleńców, to latem 1943 roku upał przyczynił się do zwiększonej śmiertelności.
Gdy tu przybyliśmy, wpędzili nas na plac, kazali się rozebrać do naga, ścinali włosy, zabrali wszystkie rzeczy. Potem do łaźni, gdzie były strugi lodowatej i wrzącej wody. Wszyscy razem, nadzy, dorośli i dzieci. Bardzo bałam się, żeby się nie zgubić. Potem dali drewniaki, pasiaki i numery. Nie mieliśmy już nazwisk ani imion, byliśmy numerami.
Autor: Stanisława Kruszewska, dziecko Zamojszczyzny, jako 8-letnie dziecko, została wywieziona przez Niemców do obozu Majdanek.
Koło łaźni i w jej przedsionku tłoczno od zbitych gromad kobiet i dzieci; to transport z pacyfikowanej Zamojszczyzny. Wstrząsający jest widok tego tłumu matek z dziećmi. Kobiety nie wiedzą, po co je tu spędzono, boją się, dzieci płaczą na głos, co do wściekłości doprowadza dozorujących Niemców, którzy poczynają bić po głowach, krzycząc ochrypłymi głosami. Dopiero po przyjściu pielęgniarek udaje się po chwili uspokoić jako tako przerażone i ogłupiałe kobiety. – Nie płaczcie, kochane! Im więcej krzyczeć będziecie, tym bardziej „oni” bić was będą. Najboleśniejszy jest widok dzieci. Śliczne szafirowe czy piwne oczy teraz łzami zalane, buzie ściągnięte w podkówkę, całe ciałko drży z lęku. Są już także między nimi dzieci ciężko chore.
Autor: Zofia Pawłowska
Opis: więźniarka Majdanka, która pracowała w obozie jako pielęgniarka.
Na jednym z pól było ogrodzone miejsce, gdzie znoszono ciężko chorych i umarłych. Widziałam, jak najbliżsi odnosili umierające dzieci, musieli je tam zostawić żywe jeszcze i często przytomne. Zapyta ktoś czy płakali? Nie. Nie płakali ani ci, którzy zostawali na polu śmierci, ani ci, którzy odchodzili.
Autor: Janina Buczek-Różańska wysiedlona z Bidaczowa Nowego
Obsiadały nas całymi rojami i powodowały nie tylko swędzenie, ale podrażnienia skóry, a nawet powstawanie ran, co z kolei stawało się źródłem infekcji. Wszy rozmnażały się nawet przy krótko ściętych włosach. To też nagminna obozową ozdobę owłosienia stanowiły niezliczone ilości gnid, posklejanych razem w paciorkowe, sterczące nitki. Nie było kiedy i czym ich tępić. Pozostało tylko zabijanie, co przy braku odpowiedniego światła (w dzień praca) stanowiło przysłowiową syzyfową pracę. "Polowanie" odbywało się w niedziele, w czasie których praca trwała do godziny 12. Zaprawdę swoisty to był widok; więźniowie w brudnej, podartej bieliźnie siedzieli na barakowych pryczach w różnych pozach i wychudzonymi brudnymi palcami gnietli obmierzłe insekty między paznokciami.
Raduję się, że znowu mogę być w tym historycznym mieście. Serdecznie pozdrawiam Lublin: miasto i Kościół. Ileż to wspomnień historycznych przychodzi na myśl, gdy jestem w mieście, w którym chrześcijaństwo ma tysiąc lat tradycji (...), w mieście, które przeżyło tyle wojen, najazdów i zniszczeń. Ich symbolem jest Majdanek, gdzie miałem okazję zatrzymać się dziś rano z głębokim przejęciem. Wyrażam radość, że Lublin żyje, że się rozwija.
Reichsführer SS w czasie swej inspekcji w dniu 20 lipca 1941 r. w Lublinie i Zamościu rozkazał, co następuje: 1. Pełnomocnik Reichsführera SS utworzy obóz koncentracyjny dla 25-50 tys. więźniów, którzy byliby wykorzystywani w warsztatach oraz na budowach SS i policji. W poszczególnych miejscowościach będą utworzone filie podlegające głównemu obozowi. Czy obóz koncentracyjny ma być utworzony przez inspektora obozów koncentracyjnych?
Opis: notatka o zarządzeniach H. Himmlera w sprawie utworzenia obozu koncentracyjnego na Majdanku i przygotowań do przesiedleń na Zamojszczyźnie, 20 lipca 1941.
W ostatniej fazie wysiedleń, w czerwcu i lipcu 1943 r., dzieci wraz z rodzicami z obozów w Zwierzyńcu i Zamościu kierowane były do obozu przy ulicy Krochmalnej w Lublinie oraz obozu koncentracyjnego na Majdanku. Pierwszy transport trafił na Majdanek 30 czerwca 1943 r., następne przybywały codziennie do 9 lipca. W kolejnych dniach sporadycznie. Zachowane niemieckie dokumenty pozwalają ustalić liczbę deportowanych – było to 9 tys. Więźniowie, z powodu braku miejsca w barakach, czasowo przetrzymywani byli pod gołym niebem. Bardzo ciężkie warunki bytowe spowodowały duże straty wśród najmłodszych.
Z obozu zamojskiego po trzech tygodniach zostaliśmy przewiezieni do Lublina na Majdanek. Całe szczęście, że było to lato i nie cierpieliśmy chłodu. Zimowe transporty zamojskich dzieci szły do pieca bez gazowania, ponieważ większość była już zamarznięta. Obóz na Majdanku był przepełniony, więc zostaliśmy stłoczeni w barakach tzw. „zamojskich” na przedpolach obozu właściwego, który był oddzielony wysokimi drutami. Nigdy nie zapomnę zdarzenia, które utkwiło mi w pamięci jako najboleśniej przeżyte. Zawsze głodna błąkałam się po obozie. Nagle znalazłam się oko w oko z kilkuletnią dziewczynką (córką strażnika), która jadła chleb z marmoladą. Patrzyłyśmy na siebie wrogo i nagle wyrwałam jej ten kawałek chleba i zaczęłam uciekać. Dziewczynka zaczęła krzyczeć i wtedy wybiegł z baraku jej ojciec w koszuli z szelkami na plecach, dopadł mnie i kopnął z całej siły tak mocno, że wyrzucona jak piłka znalazłam się w dole kloacznym, już na polu obozowym. Więźniowie wyłowili mnie z kromką chleba w garści.
W paleniskach krematorium tliły się niedopalone zwłoki, po ziemi czołgali się wycieńczeni „muzułmanie”, więźniowie chcieli się witać, ale nie mieli siły, by podnieść rękę czy krzyczeć.