Wydaje mi się, że rodzimy się samotnikami albo w najlepszym razie monogamistami. Tymczasem w rodzinie powinieneś kochać kilka osób jednocześnie tak samo, żeby te relacje były uznawane za dobre. Wciąż jednak ten wytwór społeczny istnieje, choć jest w nim dziwny brak logiki.
Może nasza wolność ogranicza się do tego, czy śmiać się ze swego losu czy nad nim płakać, brać udział w grze czy spasować, próbować jako tako zrozumieć, co jest, a czego nie ma, czy poddać się i nie starać się niczego pojąć…