Dla nas 1 września miał być dniem szczególnym, dlatego że wybudowane zostało nowe gimnazjum na ulicy Podleśnej. To miał być pierwszy dzień, kiedy będziemy w nowym gimnazjum. Były przygotowania do nowego gimnazjum, ale niestety do niego żeśmy nie trafili. Pamiętam, że o godzinie – jak to potem mówiono, bo nie pamiętam – czwartej czterdzieści pięć „Schleswig-Holstein” zaczął strzelać na Westerplatte. Mieszkałem w Gdyni pod lasem, na górze, ulica Tatrzańska i za nami, z tyłu był Grabówek, gdzie była bateria polska. Baterie te strzelały nad nami, tak że było słychać trochę pocisków i strzały. Pamiętam, że mama – o tej pewnie czwartej czterdzieści pięć – przyszła do nas i powiedziała, że to pewnie wojna. Rzeczywiście wojna już była. Gdynia została zajęta 14 września.
Jak byliśmy w „Zośce”, to z Jankiem „Anodą” jeździliśmy na ćwiczenia na Kabaty. Już z bronią strzelania były. Już było poczucie pewności siebie większe, jak się miało w ręce coś strzelającego.
Moim zdaniem, ojca uratowały przed aresztowaniem i wyrokiem jego przeszłość i ostrożność. Przeszłość ponieważ cały okres wojny spędził w obozie jenieckim, nie był więc powiązany ani z londyńskim sztabem, ani z Armią Krajową. Ostrożność – bo nie dał się wmanewrować do procesu, nie dał prokuratorom wojskowym żadnych argumentów, z których mogliby sformułować akt oskarżenia.
Ojciec mój był na Helu, jako dowódca Rejonu Umocnionego Helu. Tak że mogliśmy tylko spoglądać, co u nich słychać, bo Hel był często bombardowany, ale mieli dobrą obronę przeciwlotniczą, ileś samolotów zestrzelili. Tak że krzywda specjalnie im się nie działa. Obrona Helu była z początku jako półwyspu, a potem wyspy, dlatego że w najwęższym miejscu, koło Chałup, zostały zakopane głowice torpedowe. Kiedy Niemcy zaczęli atakować, to wszystkie głowice wysadzili, tak że powstała dość duża wyrwa zalana wodą i już z tamtej strony prób zdobycia Helu nie było. Desantów też żadnych nie było. Tak że właściwie Hel poddał się 2 października, jak już właściwie nie było szans dalszej walki, bo już Niemcy zajęli Warszawę. Jeszcze tylko Kleeberg walczył.
W 1945 roku w Alejach Jerozolimskich koło hotelu „Polonia” zobaczyłem mundur marynarski i zwróciłem na to uwagę. Poznałem swojego wujka, który szedł z oficerem w mundurze. Podszedłem i to był ojciec. Spytał się wujka: „Który to?”. Nas było dwóch (braci). Tak żeśmy się spotkali po wojnie.
Wiem, że ojciec bardzo pogodnie znosił swój los zesłańca – nigdy nie wyczułem w rozmowie z nim goryczy, poczucia krzywdy, żalu. Nie czuł się upokorzony pracą w PKO, ani GS-ie. Był demokratą z natury – tak samo dobrze czuł się wśród generałów, jak i wśród żołnierzy.
Wyrzucili z Gdyni wszystkich Polaków. (...) Z matką i bratem wyjechaliśmy do Torunia. Zatrzymaliśmy się u znajomych, ale ledwo zdążyliśmy wejść, zjeść kolację, przyszli gestapowcy i powiedzieli: Diese polnische Familie, raus! W dwie godziny kazali się wynosić, bo przewidywali, że porządny dom pewnie sobie zajmą.
Zaczynam wchodzić pod górkę oddzielającą obóz od szosy. Widzę stąd cały obóz i sam oczywiście jestem też dobrze widoczny. Nagle z pobliskiego lasku prosto na mnie wychodzi patrol SS-manów z psami. Spieszą się na obiad. Przed sobą mam drewnianą ubikację. Wchodzę natychmiast i przez szparę obserwuję jak Niemcy oddalają się w kierunku obozu. Opuszczam schronienie i ruszam w kierunku szosy. Dochodzę na szczyt pagórka porośniętego małym laskiem w momencie kiedy szosą nadchodzi pluton SS-manów. Cofam się znowu w kierunku obozu zataczam półkole i wychodzę na szosę już poza SS-manami. Do Stegny docieram bez przeszkód. Tam skręcam na Tiegenhof, obecny Nowy Dwór Gdański. Przy pierwszym strumyczku zatrzymuję się, ściągam obozowe ubranie z krzyżami, zawijam w niego kamienie i topię w wodzie. Chlebaka pozbyłem się już dawno. Ruszam teraz raźno przed siebie. Po drodze spotykam wracającą z Tiegenhofu grupę więźniów. Widzą mnie ale nie dają po sobie tego poznać, żeby nie zwrócić uwagi eskortującego SS-mana. W Tiegenhofie idę do piekarni. Pracują tam Polacy. Proszę ich żeby kupili mi bilet kolejowy, ale stacja obstawiona jest przez żandarmów. Decyduję się więc iść dalej pieszo do Malborka. Dostaję cały chleb na drogę i ruszam dalej aby być jak najdalej od obozu w momencie kiedy spostrzegą tam moją ucieczkę.
Opis: o ucieczce z obozu Stutthof (KL) gdzie przebywał od 24 maja 1944 do listopada 1944.