Garstka marynarzy polskich były jedynym zespołem Polaków, którzy przez cały okres mordów i pożogi kraju rodzinnego stąpali po wolnych pokładach, niesplugawionych terytoriach Rzeczypospolitej.
Opis: w przedmowie do książki Jerzego Perteka pt. Wielkie dni małej floty, w wydaniach z 1946 i 1947, następnie ocenzurowanych.
Pewnego jesiennego wieczoru, gdy (…) wróciłem z objazdu rozlewisk Odry na tym samym „Batorym”, który przerwał blokadę Helu w roku 1939, i marzyłem o marynarskim śnie „bez snów”, znalazłem na biurku nadesłaną odbitkę „Wielkich dni małej floty”. Zamiary wzięły w łeb, do świtu pozostaliśmy we troje: ja, fajka i książka…
Opis: o książce Jerzego Perteka pt. Wielkie dni małej floty.
Moim zdaniem, ojca uratowały przed aresztowaniem i wyrokiem jego przeszłość i ostrożność. Przeszłość ponieważ cały okres wojny spędził w obozie jenieckim, nie był więc powiązany ani z londyńskim sztabem, ani z Armią Krajową. Ostrożność – bo nie dał się wmanewrować do procesu, nie dał prokuratorom wojskowym żadnych argumentów, z których mogliby sformułować akt oskarżenia.
Ojciec mój był na Helu, jako dowódca Rejonu Umocnionego Helu. Tak że mogliśmy tylko spoglądać, co u nich słychać, bo Hel był często bombardowany, ale mieli dobrą obronę przeciwlotniczą, ileś samolotów zestrzelili. Tak że krzywda specjalnie im się nie działa. Obrona Helu była z początku jako półwyspu, a potem wyspy, dlatego że w najwęższym miejscu, koło Chałup, zostały zakopane głowice torpedowe. Kiedy Niemcy zaczęli atakować, to wszystkie głowice wysadzili, tak że powstała dość duża wyrwa zalana wodą i już z tamtej strony prób zdobycia Helu nie było. Desantów też żadnych nie było. Tak że właściwie Hel poddał się 2 października, jak już właściwie nie było szans dalszej walki, bo już Niemcy zajęli Warszawę. Jeszcze tylko Kleeberg walczył.
W 1945 roku w Alejach Jerozolimskich koło hotelu „Polonia” zobaczyłem mundur marynarski i zwróciłem na to uwagę. Poznałem swojego wujka, który szedł z oficerem w mundurze. Podszedłem i to był ojciec. Spytał się wujka: „Który to?”. Nas było dwóch (braci). Tak żeśmy się spotkali po wojnie.
Wiem, że ojciec bardzo pogodnie znosił swój los zesłańca – nigdy nie wyczułem w rozmowie z nim goryczy, poczucia krzywdy, żalu. Nie czuł się upokorzony pracą w PKO, ani GS-ie. Był demokratą z natury – tak samo dobrze czuł się wśród generałów, jak i wśród żołnierzy.