Co więc wreszcie jest prawdą w kinie? Zapewne jest nią, tylko i wyłącznie, sam film już zrobiony, w momencie gdy gaśnie światło i pojawia się pierwszy obraz: ma on życie albo nie, i to jest bodaj jedyne jako-takie, najmniej chwiejne stwierdzenie rzeczywistości kina.
Gdy byłem dzieckiem, matka nie pozwalała mi chodzić do kina, ponieważ uważała, że jest to marnowanie dnia i czasu… w takim niehigienicznym miejscu. Kino umarło dokładnie 30 września 1983 roku, kiedy w każdym domu w Stanach Zjednoczonych i Europie pojawił się pilot do telewizora. Wówczas narodziło się zjawisko zappingu, czyli skakania po wszystkich dostępnych kanałach telewizyjnych.
Jest to chyba najradykalniejsza forma wędrówki w pewną rzeczywistość, tworzenie fikcyjnej rzeczywistości, ale ta fikcja nie jest jej przeciwieństwem, ona ją wyostrza.
Kocham kino. Wokół niego kręci się całe moje życie. Filmowe produkcje podążają z duchem czasu i stanowią odzwierciedlenie społeczeństw, w których żyjemy. Przykładowo współczesna Ameryka mocno opiera się na elektronice, więc wszystko w tym kraju nabiera niesamowitego tempa. Z drugiej strony kino stoi w miejscu, w tym sensie, że większość filmów jest wciąż taka sama. To znaczy: tak samo zła. Oczywiście zdarzają się wyjątki od reguły i dlatego nie tracę nadziei.
Obejrzenie (…) filmu na dużym ekranie wnosi coś jeszcze, aniżeli jego odbiór w formacie telewizyjnym. Duży ekran powoduje jednak, że jesteśmy bardziej w środku całej tej opowieści.
Podstawowym problemem polskiego rynku kinowego, powstrzymującym jego rozwój, jest bez wątpienia frekwencja, która jest wypadkową ciągle niewystarczającej zamożności polskiego społeczeństwa oraz słabości repertuaru, który nie jest być może na tyle atrakcyjny, aby zachęcić widzów do częstszego i bardziej regularnego wydawania pieniędzy na kinowe bilety. Potencjał polskiego rynku kinowego jest spory. Obecnie statystyczny Polak odwiedza kino 0,8 raza do roku. Ten wskaźnik w krajach Europy Zachodniej jest kilkakrotnie wyższy. Innym problemem jest coraz trudniejsza dostępność do kina mieszkańców mniejszych miejscowości.
(…) polskie kino, które produkuje z wielkim trudem 20 filmów rocznie, ze zrozumiałych względów cierpi na brak różnorodności, a że jego finansowanie jest oparte głównie na pieniądzach publicznych instytucji w większym stopniu stawia się więc na kino autorskie, „festiwalowe”, co sprawia, że filmów lżejszych, zabawnych, opowiadających historie z przymrużeniem oka, ale w dobrym guście jest jak na lekarstwo.
Rynek kiniarzy jest zdominowany przez firmy reprezentujące biznes amerykański, który puszcza przede wszystkim wielkie hity światowego kina. Zarabiają w ten sposób pieniądze i nie są zainteresowani promowaniem czegokolwiek innego. Polscy dystrybutorzy dostosowują się do tych potrzeb, z polskich filmów wprowadzają na rynek głównie kino komercyjne.
Uwielbiam się śmiać. Uważam, że kino narodziło się wraz z narodzinami komedii. Owszem, równolegle powstawały filmy oparte na przemocy i pościgach, ale świetną robotę wykonywali także Chaplin, Keaton, Lloyd i Max Linder. Piękno kina polega na tym, że wywołuje u ludzi śmiech i ich jednoczy.
Uwielbiam w kinie to, że fabuła filmu jest przestrzenią do dyskusji nad najpoważniejszymi kwestiami tego świata. Lubię zadawać pytania, na jakie ani nauka ani religia nie są w stanie udzielić odpowiedzi.
Uwaga: W dalszej części znajdują się słowa powszechnie uznawane za wulgarne!
Uwaga: W dalszej części znajdują się cytaty ze szczegółami fabuły lub z zakończenia utworu.
– Powiedz mi, że to tylko fotomontaż. – Myślisz, że nie można kochać szesnastolatki? – Jak mogłeś być takim skurwysynem? To mi się nie mieści w głowie. – Bo za rzadko chodzisz do kina. W filmach takie rzeczy są na porządku dziennym.