Często sobie myślimy: wystarczy zadeklarować, że mamy język regionalny, i już go mamy. A to nieprawda. Język taki – jako fakt prawny – musi spełniać określone wymogi. I zaczynają się bój w Sejmie, dyskusje, pytania dialektologów, czy to jest język; co nie ma znaczenia, bo decyzja, czy uznamy to za język regionalny, i tak jest czysto polityczna.
(...) dialekt śląski jest dialektem języka polskiego i nie ulega to żadnej wątpliwości. Tu nie ma dyskusji. Posiada on typowe cechy językowe języka polskiego.
Dla mnie to jest oczywiste. To manipulacja i politykierstwo. Po to żąda się rejestracji języka śląskiego (na początku tylko regionalnego, a później usunie się tę przydawkę). I w tym celu opracowuje się alfabet, a także wydaje się już trzeci ślabikorz, by doprowadzić do uznania narodowości śląskiej. Celem ostatecznym jest autonomia i decentralizacja Rzeczypospolitej.
Dla wielu mowa śląska jest „gruba”, ale dla mnie w tej grubości jest coś swojskiego i miłego. W Ślązakach w ogóle jest niesamowicie wiele uczuciowości. Czasem to wygląda tak, jak opisuje Stefan Szymutko w swojej książce „Nagrobek cioci Cili”. Witał się ze swoją ciocią: „Cześć wom rubo umo”, a ona odpowiadała: „No podź sam ty mój giździe”. Ściskali się potem, bo się niesamowicie kochali. Ślązacy okazywali uczucia w swoisty sposób. Osobom spoza Śląska trudno to zrozumieć.
(...) jakość tej śląskiej polszczyzny, którą - jak wiadomo - różni niemieccy działacze uparcie nazywają wasserpolnisch, by przez to wmówić, tak w Ślązaków samych jak w obcych, że to nie prawdziwy język polski, ale albo zupełnie odrębny dialekt albo przynajmniej mowa tak przesiąkła wpływami niemieckiemi, że w praktyce niemczyźnie bliższa.
Autor: Kazimierz Nitsch, Granice państwa a granice języka polskiego, „Język Polski” nr 4, wrzesień-październik 1922, s. 2, 4 (w roczniku 98, 100)
Język śląski istnieje, ponieważ są ludzie, którzy traktują go jako swój własny język. Którzy chcą nim mówić i chcą w nim pisać.
Kiedyś nie było w niej tylu mocnych słów. Nam dzieciom nie wolno było używać: „pieronie” czy „pieroński”, słów wówczas jednoznacznie negatywnych.(...) To nie jest śmieszne, tylko przerażające. To nie są treści, które mogłyby kształtować wrażliwość dziecka. A taką edukację regionalną proponuje się dzieciom w polskich szkołach za publiczne pieniądze. Kret ciepie ślypiym, choć przecież wiadomo, że jest ślepy, a krowo żre frisze (żaby).
Konieczne jest porządne opisanie mowy Ślązaków, napisanie jej gramatyki i wydanie słownika. Mowa śląska to bowiem coś więcej niż gwara czy dialekt i status języka regionalnego jest dla niej odpowiedni
Mowa śląska to jest piękna skamielina staropolska. Skamielina ciągle żyjąca, która pozwoliła Aleksandrowi Brűcknerowi powiedzieć, że to jest mowa Rejów i Kochanowskich.
Mimo pozytywnych działań organizacji pozarządowych pielęgnujących język śląski nasza mowa ulega szybkiej deformacji pod wpływem języka polskiego. Ubożeje zasób słownictwa śląskiego stosowanego na co dzień, coraz rzadziej, zwłaszcza w miastach, usłyszeć można zdania budowane z zastosowaniem składni swoistej dla śląskiej mowy. Narodowy Spis Ludności wykazał, że około 2/3 społeczności Ślązaków nie stosuje już swojej rodzimej mowy. Bez wsparcia ze strony państwa polskiego nie uda się zabezpieczyć tego języka przed zanikiem, tym nie mniej wsparcia tego wciąż nie ma. Ja również jestem Ślązakiem, dlatego serdecznie zabiegam o poprawę sytuacji języka śląskiego zarówno w polskim parlamencie, jaki i w Radzie Europy. W ten sposób dołączam się do wniosku organizacji pozarządowych.
Nauczanie śląskiego powinno być fakultatywne, natomiast wszystkim uczniom na Górnym Śląsku warto przekazać podstawową wiedzę o mowie śląskiej. Tak, by nie postrzegali w niej żargonu, czy zepsutej polszczyzny, lecz by nauczyli się szacunku dla językowej różnorodności.
Niech ci, którzy tak chętnie powołują się na Kaszubów, sprawdzą, jakie frustracje wywołała kodyfikacja kaszubskiego. Dziecko innego języka uczy się w szkole, a inaczej rozmawia w domu ze swoimi rodzicami. Ktoś wie, jakie to czyni spustoszenie w umysłach tych dzieci? Nie politycy powinni decydować o tym, czy będzie język śląski. Od tego są językoznawcy.
Oczekiwanie ode mnie, że ja powiem: „Tak, śląszczyzna nadaje się do kodyfikacji w piśmie” jest takim samym zadaniem, jakie by postawiono matematykowi żądając udowodnienia, że czasem dwa razy dwa jest pięć. Nie udowodnię, i na tym moglibyśmy ten wywiad zakończyć.
Powtórzę za Henrykiem Borkiem, Ślązakiem z Jędryska, dziś części Kalet, który 40 lat temu napisał – a ja to potwierdzam – nie ma ani jednej cechy dialektu śląskiego, która by go różniła od innych dialektów, w aspekcie historyczno-językowym. Wszystko to, co jest na Śląsku, jest gdzie indziej. Mazurzenie? Cała Opolszczyzna, znaczna część Górnego Śląska mazurzy do dziś. Tarnowskie Góry nie mazurzą, a Radzionków mazurzy, choć leży w odległości 8 km. Mazurzy Mazowsze, prawie cała Małopolska itd. Proszę nie przesadzać z jakąś niewyobrażalną odrębnością śląszczyzny. W gruncie rzeczy nie ma ani jednej cechy gramatycznej tylko śląskiej. Ani jednej. One są wspólne dla wszystkich dialektów.
Tak jak środowisko polskich językoznawców, twierdzę, że raczej jest to grupa dialektów. Uznawanie ich za coś osobnego od polszczyzny jest w świetle dotychczasowych ustaleń nieuzasadnione, bo rozwój dialektu śląskiego jest równoległy do rozwoju innych polskich dialektów.