polski siatkarz Z Wikiquote, wolnego zbiornika cytatów
Ta strona wymaga dopracowania.Strona wymaga skrócenia. Strona ta powinna zostać dopasowana do obowiązującego na Wikicytatach schematu strony lub w inny sposób poprawiona. Po naprawieniu wszystkich błędów możesz usunąć tę wiadomość.
Bez Lozano polska siatkówka byłaby w dupie i taka jest prawda. To człowiek, który odmulił środowisko i pokazał coś nowego. Otworzył głowę leśnym dziadkom i pokazał, że współczesna siatkówka to nie jest pierwszy trener.
Chcielibyśmy zagrać jak najlepiej. To jest wielka impreza i tak naprawdę dopiero tam możemy się zapisać na kartach historii polskiej siatkówki, i… I później być w studiu, i robić za ekspertów… Fajnie jest wtedy.
Chyba nadszedł czas, żeby ci, którym Kadziewicz wadzi, nie musieli go oglądać co tydzień. Czas się przewietrzyć.
Dziennikarz: Co do tej pory zrobiło na panu największe wrażenie? Łukasz Kadziewicz: Gdy pierwszy raz wziąłem swoją córeczkę na ręce. Kto tego nie przeżył, na pewno nie wie, o co chodzi. Nie ma narkotyków na świecie, które dają taki odjazd.
Coś, co czuję… 24 grudnia Wigilia będzie, to mogę obiecać.
Opis: odpowiedź na pytanie, co czuje i co może obiecać w Lidze Światowej w 2008.
Czas pokaże, jak się zachowam w stresującym momencie. Na przykład w piątym secie meczu finałowego przy stanie 13:13. Wtedy okaże się, czy swoją agresję jestem w stanie skierować na przeciwnika i zdobyć ważne punkty. A może wręcz przeciwnie, w meczu o awans do półfinału stracę głowę, zdemoluję całą drużynę i przeze mnie przegramy. Nie chcę, żeby tak się stało. Staram się całą negatywną energię stłumić w sobie lub skierować ją w stronę przeciwnika. Ale ja jestem tylko człowiekiem.
Czasami coś ukłuje człowieka, ale generalnie ja, jako Łukasz Kadziewicz, mam to w dupie. Najgorsze jest to, że moja córka kiedyś usiądzie przed internetem i przeczyta takie rzeczy o karierze ojca. Na pewno plotkarze nie wpłyną na mnie, nie zmienię się pod ich wpływem. Mam jedno życie i chcę przez nie przejść na swój sposób.
Źródło: „Magazyn Sportowy”, 19 grudnia 2008
Czasem ktoś poprosi o zdjęcie, zamienimy kilka zdań. Nie łechcze to mojego ego: Jaki jesteś zajebisty. Nie jesteśmy piłkarzami, nie zarabiamy 5 milionów euro. Gramy za gorsze pieniądze, czasem za darmo, jak ja we Włoszech. Jestem taki sam jak ludzie, którzy proszę mnie o autograf. Czasem ktoś na mnie spojrzy i mówi: „Jejku, to ten Kadziewicz”! Jestem normalnym gościem, który z tym samym panem kupuje rano bułki w spożywczym.
Dla mnie piłka ręczna to najbardziej męska gra zespołowa na świecie. Zawodnicy, którzy uprawiają ten sport to megarzeźnicy, prawdziwi sportowcy, gladiatorzy XXI wieku.
Dziennikarz: Dlaczego studiujesz pedagogikę? Lubisz dzieci? A może chciałbyś współpracować z trudną młodzieżą? Łukasz Kadziewicz: Sam jestem trudną młodzieżą, więc będę miał pole do popisu.
Dziennikarz: Dlaczego wszyscy siatkarze tak młodo się żenią? Łukasz Kadziewicz: Szybko zaczynamy poznawać ciemną stronę życia.
Dobrze, że mamy w reprezentacji takiego faceta jak Mariusz Wlazły. Trzeba na niego chuchać i dmuchać, żebyśmy mogli cieszyć się jego świetną grą przez co najmniej 10 lat.
Gdy zdobędziemy mistrzostwo świata, będę mógł w wywiadach opowiadać Bóg wie, jakie historie o tym, jacy jesteśmy świetni i jak ciężko trenowaliśmy. Ale to jest sport. Jeśli trzech, czterech zawodników w jednym momencie będzie miało dzień konia, to można ograć każdego na świecie. I następnego ranka człowiek się obudzi i nie uwierzy, że osiągnął taki sukces.
Łukasz Kadziewicz: Gdybym powiedział że wygramy to oni (kibice) by nie chcieli tego oglądać. Jerzy Mielewski: Ja bym chciał. Łukasz Kadziewicz: A ja nie, bo byłoby nudno.
Ja już nie muszę nikomu niczego udowadniać. Mam 31 lat. Grałem w Polsce, we Włoszech, w Rosji. Jeżeli tam dawałem sobie radę, to w środowisku siatkarskim nie ma osoby, której muszę cokolwiek udowadniać. Muszę udowodnić jedynie sobie – że jestem pełnowartościowym zawodnikiem, a nie tylko medialnym, trzeźwiejącym i robiącym różne głupie rzeczy środkowym – bo tak właśnie postrzega mnie środowisko. Oprócz tego, że jestem – podobno – barwną osobą to na pierwszym miejscu stawiam fakt, że jestem zawodowym siatkarzem. Ten czas będę chciał wykorzystać do tego, żeby ludzie zaczęli mnie postrzegać jako sportowca a nie jako człowieka, który dostarcza pożywki kolorowej prasie.
Opis: o powrocie do AZS-u Olsztyn na sezon 2011/2012.
Ja się nie urodziłem po to, żeby zostać mistrzem olimpijskim, ale urodziłem się po to, żeby w końcu zagrać i pomóc drużynie w której jestem, aby ten sukces osiągnąć.
Redaktor: Jaki będzie wynik? Łukasz Kadziewicz: Hej, Daniel! Jaki będzie wynik? Mówi, że 3:0 dla którejś z drużyn. Po pierwszym secie wyślemy panu esemesa z naszą prognozą.
Łukasz Kadziewicz: Jerzy, Jerzy nie pij kawy, to nie będziesz zdenerwowany! Jerzy Mielewski: Łukasz, jak to jest z tą atmosferą w drużynie, bo prezes mówi jedno, inni coś innego…? Łukasz Kadziewicz: Łubu dubu, łubu dubu, niech nam żyje prezes naszego klubu. Jerzy Mielewski: Łukasz, w zeszłym sezonie też mieliście przestój, a później wzięliście się i doszliście do finału polskiej ligi. Czy w tym roku będzie tak samo? Łukasz Kadziewicz: Nie chce prorokować, bo na razie jesteśmy głęboko w… kopalni.
Jestem człowiekiem, który urodził i wychował się na prowincji, a byłem w takich miejscach, że teraz by mi trudno było odnaleźć je na mapie, ale w nich byłem. I to tylko i wyłącznie dzięki siatkówce.
Karierę zrobili Świderski, Winiarski, Wlazły. Ja jestem zwykłym, hmm może przeciętniakiem to złe określenie. Zwykłym siatkarzem. Na pewno nie nazwę tego, co robię, karierą.
(…) leżąc w łóżku i nie mogąc się ruszyć przekonałem się, że w życiu nie ma sentymentów. Gdy jesteś na topie, masz wielu fanów i przyjaciół, każdy chce twój autograf, każdy klepie cię po plecach. Gdy idzie gorzej, ludzie o tobie zapominają. Ale to normalne, każdy ma swoje problemy i swoje życie.
Liczy się siatkarz, a nie jego wiek. Dla mnie nie ma sensu rozróżnianie czy ma się 20 czy 35 lat. Piłka nie pyta gracza o wiek, kiedy spada na rękę, nieprawdaż?
Bartosz Heller: Łukasz, powiem ci szczerze, ja nie rozumiem, dlaczego przegraliście z Belgią. Łukasz Kadziewicz: No ja też nie rozumiem. Przegraliśmy, nie ma co się oszukiwać. Druga klasa, osobowy i wracamy do Polski.
Mariusz jest Mariuszem, jest najlepszym zawodnikiem w reprezentacji Polski, jest jednym z najlepszych siatkarzy świata. Ogromny szacunek dla niego za to, co osiągnął i za to, jak gra, ale też czasami musimy przymknąć oko na to, jak się zachowuje. Czy nie rozmawia z dziennikarzami, czy rozmawia, czy gra, czy nie gra w Mistrzostwach Europy w Moskwie, w 2007 roku. To nie jest istotne. On jest w kategoriach fenomenalnych. Świetny gracz, ja się mogę wypowiadać tylko i wyłącznie w samych superlatywach na jego temat, bo jest to zawodnik, tak, jak kiedyś Wójtowicz w kadrze Wagnera, tak samo teraz Wlazły w reprezentacji Polski na przełomie wieków.
Mam przyjemność grania ze świetnymi graczami: Michał Winiarski, Mariusz Wlazły, Paweł Zagumny, Świderski, Pliński… Ja w tej drużynie byłem taką „dostawką”, facetem, który nigdy nie był fenomenem, nigdy nie robił czegoś na sto procent i gdzieś tam, jakimś bocznym wejściem dostał się do reprezentacji. I ja chylę czoła przed tymi ludźmi, bo oni osiągnęli sukces, oni są naprawdę świetnymi siatkarzami.
Mam żal do mediów, bo wydaje mi się, że żaden dziennikarz nie dorównał poziomem swojego profesjonalizmu do mojego poziomu sportowego. Większość ludzi nie ma pojęcia o tym, co pisze i jak pisze. Widywałem już dziennikarzy w stanie upojenia alkoholowego w miejscach, w których pijani być nie powinni. Ja tego nie wyciągam, bo to nie ma sensu. Dziennikarze żerują na mojej krzywdzie i niech tak będzie. Jeżeli dostali za tamtą sprawę fajną premię, to brawo dla nich. Niech kupią sobie krowę, niech każdy naje się do syta. Takie jest życie. Kadziewicz odcierpiał swoje, ale Kadziewicz nigdy się nie zmieni. Zawsze będę mówił prawdę.
Media kreują gwiazdy, albo niszczą ludzi. Ale prywatnie jesteśmy zupełni inni niż przedstawiają to dziennikarze. Mnie okrzyknęli pozerem i osobą niezrównoważoną psychicznie.
Na mistrzostwach świata nasza drużyna zaczęła tworzyć wielką rodzinę, prawdziwy team. Teraz każdy za każdym poszedłby w ciemno.
Opis: o MŚ 2006.
Na mistrzostwach świata trener Lozano zarządził, że określony dzień każdy z nas ma spędzić samotnie. Inaczej byśmy zwariowali.
Opis: o MŚ 2006.
Na razie wiemy, że forma jest daleko w lesie i trzeba jej jeszcze poszukać.
Nie czuję potrzeby być sztandarową postacią medialną i „lokalnym awanturnikiem” czy osobą, która chciałaby skupiać na sobie uwagę mediów. Chcę być sportowcem, siatkarzem…
Opis: o tym, dlaczego odciął się od polskich mediów.
Nie jest sztuką mieć 23 lata, nigdy nie skończyć studiów w tym kierunku, nigdy nie być sportowcem, nigdy nie grać profesjonalnie, nigdy nie być w szatni, kiedy drużyna wygrywa, kiedy przegrywa, kiedy w drużynie płacą, kiedy w drużynie nie płacą, nigdy nie wiedzieć, co to jest kontuzja, nigdy nie mieć świadomości, że sport to dla nas jedyny sposób na życie, a przecież tak łatwo nas oceniać.
Nie jestem wielkim intelektualistą i nie chcę się mądrzyć, ale przejście z nieba, jakim był medal MŚ, do ligowej rzeczywistości nie dla wszystkich było łatwe. Czy odbiła nam woda sodowa? Może nie aż tak, ale chyba za szybko uwierzyliśmy w swoją wielkość.
Bartosz Heller: Nie ma chyba sensu, kolejny raz mówić o tych wielkich nieobecnych, o Piotrku i Mariuszu. A jak uważasz, czy w ogóle jest temat ich nieobecności, czy mimo ich braku, tutaj, na parkiecie w Moskwie, to chyba nie jest usprawiedliwienie za porażkę z Belgią? Łukasz Kadziewicz: Piotrek jest kontuzjowany, Mariusza sprawa wygląda tak, jak wygląda, ale to nie jest ważne. Skoncentrujmy się na nas. To nie Mariusz i Piotrek się nie popisali, to my – dwunastu zawodników grających tutaj zagrało bardzo słabo i powiem szczerze, że jest mi wstyd. Wstyd przed tymi ludźmi, którzy przyjechali, przed milionami Polaków oglądających nas w telewizji, bo, powiedzmy to sobie, zagraliśmy żałośnie źle i nie ma sensu opowiadać historii, że Belgia zagrała mecz życia.
Nie ma w sporcie czegoś takiego jak „nagroda na otarcie łez”. Nie ma dobrego i złego stylu gry. Liczy się wynik końcowy. Można grać brzydko i wygrać, na tym to polega.
Opis: o nagrodach indywidualnych dla Polski, która zajęła 5. miejsce na igrzyskach olimpijskich w 2008.
Nie mamy prawa narzekać, że jesteśmy zmęczeni. Boksera boli nos, nas bolą kolana i to jest chyba wpisane w nasz zawód.
Nie mamy prawa się poddać, ze względu na kibiców, ze względu na boom, jaki ogarnął Polskę, po ostatnich mistrzostwach świata.
Nie twierdzę, że Kadziewicz to chodzący ideał. Naprawdę nie staram się kreować siebie ani na grzecznego chłopca, ani na osobę kontrowersyjną. (…) Mówię to co myślę, choć często miałem przez to w życiu pod górkę. Czy jestem kontrowersyjny? To zależy od tego na czym polega kontrowersyjność.
Nie wiem, dlaczego Rosjanie podgrzewają atmosferę przed wtorkowym meczem z nami. To wielki naród, może bolą ich plecy i muszą cały czas chodzić wyprostowani z głową wysoko uniesioną.
Nie wytrzymałem nerwowo, wybuchłem. Po sezonie okazało się, że miałem rację, ale co mam teraz chodzić i domagać się przeprosin? Niech już zostanie, że Kadziewicz jest tym złym facetem. Nie będę się na siłę wybielał.
OK, Raúla czas się skończył, w pewnym momencie zagalopował się, ale wydaje mi się, że każdy trener na jego miejscu gdzieś by tam zaczął popełniać błędy. Przez trzydzieści lat, nie mieliśmy medalu, wyobrażasz to sobie? Przez trzydzieści lat, jeździliśmy na imprezy, nie przywożąc z nich nic! A teraz wyjazd na finał Ligi Światowej i zajęcie w nim trzeciego, czy czwartego miejsca, jest odbierane jako w ogóle dno! Piąte miejsca na olimpiadzie – dno! Z całym szacunkiem, bo uwielbiam piłkę nożną, wyobrażasz sobie polskich piłkarzy, którzy na mistrzostwach świata zajmują drugie miejsce? (…) I są wicemistrzami? My nimi byliśmy i na pewno duży wkład miał w to Raúl.
Pewne rzeczy studzą twoją głowę. Jesteś na dole i zaczynasz się zastanawiać, że w pewnym momencie nie doceniałeś tego, co masz. Przestałeś zauważać, w którym miejscu w życiu się znajdujesz i co jest ważne.
Po finale odbierzemy medale, wejdziemy pod prysznic, rywalizacja się skończy. Więc po co te fochy? A po medale wyjdziemy w złotych czepkach i kąpielówkach. Problem tylko, że nie ma sklepów z taką liczbą jednakowych kompletów. Miało być w złotych garniturach, w kapeluszach i z cygarami, ale takie stroje mam tylko ja i Daniel Pliński.
Po ostatnim meczu w Pekinie powiedziałem w szatni, że jadę do Londynu po medal. Koledzy spojrzeli z niedowierzaniem. Ktoś zażartował, że pojadę, ale na zmywak. Podczas najbliższych igrzysk będę miał 32 lata, to wiek optymalny dla siatkarza. Spróbuję być poważniejszą postacią niż dotychczas.
Opis: po zajęciu 5. miejsca na olimpiadzie w Pekinie w 2008.
Źródło: „Magazyn Sportowy”, 19 grudnia 2008
Poczekajmy kilka lat i Szymon Majewski wystąpi u mnie.
Porażka siedzi we mnie, nie mogę tak po prostu przejść po niej do porządku dziennego. Czasem potrzebuję trzech dni. Z meczów przegranych trzeba wyciągać rzeczy złe i dobre.
Redaktor: Powiem ci, że gdybym miał wybierać MVP tego meczu, to ty byś nim został. Łukasz Kadziewicz: Yyy… To chyba oglądaliśmy dwa różne mecze.
Opis: po jednym z meczów PlusLigi.
Poza boiskiem każdy z nas jest normalnym człowiekiem, ludzkim.
Poznałem drużynę piłkarzy ręcznych na igrzyskach w Pekinie i jestem w szoku. Zupełnie inny wymiar ludzi, nie są zmanierowani, zupełnie różni od gwiazd polskiego sportu. Osiągają duży sukces, po raz drugi z rzędu są w czwórce najlepszych drużyn na świecie, ogromny szacunek.
Prawdziwy dziennikarz musi mieć świadomość, że należy do środowiska opiniotwórczego, że jego teksty czytają tysiące, a nawet miliony kibiców, więc czasami delikatniej trzeba podchodzić do pewnych problemów. Głupotę można napisać zawsze – przecież papier przyjmie wszystko, a odwoływanie potem tego wszystkiego małą czcionką na szesnastej stronie – to chyba nie ma sensu.
Przez wiele sezonów, „czy z nogą czy bez nogi”, jeździłem na kadrę, więc skłamałbym, gdybym powiedział, że nie śledzę poczynań moich kolegów. Jestem na pewno najwierniejszym kibicem polskiej reprezentacji, a to, że nie dogadałem się ze sztabem szkoleniowym, nie zmienia faktu, że kibicuje chłopakom i życzę im jak najlepiej.
Przyszedłem tutaj w trakcie sezonu, więc nie oszukujmy się – to klub bardziej zrobił ukłon w stosunku do mojej osoby, niż wynikało to z potrzeby chwili. Cieszę się, że tu jestem, cieszę się, że dostałem szansę, bo mogli mnie zostawić na lodzie i pozwolić tylko trenować, a tak dołożyli mi do tego parę złotych.
Opis: o powrocie do Olsztyna, gdzie w sezonie 2011/2012 był zawodnikiem AZS-u.
Raúl – fenomenalna postać. To jest facet, który postawił na człowieka z prowincji, na Łukasza Kadziewicza i odnieśliśmy wielki sukces, który jest już za nami. Fajny gość, miał swoje zasady, a ja lubię ludzi z zasadami. Ja wykręciłem naprawdę parę śmiesznych rzeczy przy nim, jedna, czy dwie, wypłynęły do prasy… i zostałem zawieszony, ale potrafiliśmy ciężko trenować, ale i potrafiliśmy się też świetnie bawić w swoim towarzystwie. Super gość. Ja bym sobie życzył, żeby kolejny wybór selekcjonera nie byłby gorszy.
Raúl wyznaczył pewne trendy: nauczył dziennikarzy rozmowy z siatkarzami, nauczył prezesów rozmowy z siatkarzami. Otworzył dla wielu ludzi oczy na to, jak powinna wyglądać profesjonalna siatkówka.
Rozmowa na temat reprezentacji w ogóle nie ma dla mnie najmniejszego sensu do momentu, kiedy w reprezentacji będzie pracował pan Castellani i pan Stelmach. Ja nazywam się Łukasz Kadziewicz i mam swoje wartości i nigdy nie będę wpraszać się na imprezę, na której mnie nie chcą. Tematu nie ma, takie jest życie. Wiem, że muszę się z pewnymi rzeczami pogodzić, ale ja, jako Łukasz Kadziewicz, nie czuję się gorszy od żadnego zawodnika, który obecnie występuje na mojej pozycji w reprezentacji i to wszystko, co mogę powiedzieć na ten temat.
Siatkówka to moje życie i jeżeli przegrywam przez jeden wielbłąd arbitra, to nie chodzę cały w skowronkach. Ten sport idzie do przodu, piłki latają ponad 100 kilometrów na godzinę. Sędziowie muszą o tym pamiętać.
Straciłbym dużo ze swoich walorów siatkarskich, gdybym stał się innym człowiekiem. Drużyna potrzebuje skrajności – ciemnego i jasnego, silnego i słabego, mądrego i głupiego, spokojnego i wybuchowego. Każdy musi znaleźć swoje miejsce. Czy jestem kontrowersyjny? Nie zachowuję się tak, żeby zaistnieć gdziekolwiek. Jestem sobą. Wiem, że koledzy moją impulsywność czasami różnie odbierają. Ktoś radził, żebym się uspokoił, wyciszył. Odpowiem zdaniem, jakie usłyszałem w jakimś filmie: „Zabij moje demony, a anioły tez umrą”.
Takim jestem człowiekiem, ale nie życzę sobie, by ktokolwiek mówił, że zostałem źle wychowany. Moi rodzice dobrze mnie wychowali i to nie ich wina, że jestem wybuchowy. Czas pokazał, że są trenerzy, którzy potrafią to zaakceptować i wykorzystać.
Dziennikarz: Teraz będziecie mieli dużo czasu na to, bo przecież przelot jest jednym wielkim odpoczynkiem i na pewno wam sił nie zabierze. Łukasz Kadziewicz: Tak, dostaliśmy miejsca leżące w ocynkowanych trumnach w cargo.
To jest sport i w drużynie nie może być dwunastu grzecznych chłopców, bo wtedy trudno mówić o zespole z charakterem.
Redaktor: To najlepszy finał w siedmioletniej historii Polskiej Ligi Siatkówki… Łukasz Kadziewicz: A co to ja historyk czy statystyk jestem? Jest pięć meczów, są emocje. Jak się skończy, pogadamy czy to dobry finał.
Opis: przed finałowym meczem PLS-u w 2007.
To taki fajny, ciepły okres, podczas którego na spokojnie możemy sobie pomyśleć o tym, w którym miejscu jesteśmy, w którą stronę zmierzamy.
Dziennikarz: Ty odnosisz wszystko do igrzysk, ale mistrzostwa świata też są niezwykłą wartością i osiągnięciem w skali historii. Łukasz Kadziewicz: Tak naprawdę jesteś taki dobry, jak twój ostatni mecz. Moje ostatnie mecze są średniej jakości, więc nie mam prawa wyciągać rąk do osiągnięć.
Opis: o przegranej piłce na igrzyskach olimpijskich w 2008.
W tej drużynie są inne gwiazdy. Ja jestem tylko skromnym elementem. Zresztą środkowi nigdy nie wygrywają meczu. My jesteśmy tylko dodatkiem, a jeśli ten dodatek jest dobry, możemy pomóc drużynie.
W życiu trzeba zbierać to coś, co przynosi nam los. Najfajniej jest zaszyć się w jednym miejscu, masz ciepłą posadkę, wszystko jest OK, ale to cię nie kształtuje jako człowieka.
W przygodzie ze sportem bardzo ważne jest to, żeby młody zawodnik pojeździł, nie wchodził na boisko, ale pojeździł, otrzepał się z hotelami, wioską olimpijską, jedzeniem, atmosferą wielkich imprez, żeby wiedział, że obok niego będzie stał mistrz olimpijski w różnej dyscyplinie sportu, świetni siatkarze i żeby nie miał otwartej buzi. Żeby z kącików nie ciekła mu ślina.
(…) wielu świetnych zawodników podkreśla, że Polacy bardzo dobrze grają w siatkówkę, ale najważniejsze jest to, że każdy zawodnik odwiedzający nasz kraj opowiada potem, że czegoś takiego, co robią polscy kibice, takiej atmosfery na meczach, nie widział nigdzie na świecie. Ta atmosfera i ten ogrom potencjału polskich kibiców, daje mi ogromną frajdę grania w siatkówkę i jestem pewien, że w niedługim czasie znowu się spotkamy na parkietach PlusLigi.
Zdaję sobie sprawę z tego, że często wybucham i muszę nad tym pracować. Bo jeszcze parę lat w siatkówkę pogram i nie chcę być odbierany jako ta czarna owca w stadzie.
Łukasz, przesympatyczny chłopak… ani razu chyba sobie nie huknął z tej krótkiej piłki ze środka, ale to nie ma żadnego znaczenia – jego punkty liczą się tak samo!
Autor: Zdzisław Ambroziak
Powstała taka aura dookoła Łukasza Kadziewicza, że jest zawodnikiem krnąbrnym. Krnąbrny to znaczy niepokorny i gdzieś stwarzający problemy w procesie treningowym i zachowaniu może pozaboiskowym, dyscyplinarnym. Ja nigdy nie wskazałbym na Łukasza jako na tego naj, najgorszego, którego znałem, znałem gorszych.
Ma swoje zdanie. Czasami jest wyważone i przemyślane, czasem natomiast kieruje nim impuls, który bywa, że mu zaszkodzi. Mimo to, takich zawodników bardzo potrzeba w zespole. Kiedy wszyscy są ułożeni i mili wcale nie jest dobrze, potrzeba trochę szaleństwa, a „Kadziu” doskonale wypełnia tą lukę.
Myślę, że to jest zawodnik, któremu w pewnym momencie przylepiono pewną „łatkę”, on za tą jedną „łatkę” i za karę, którą nałożył na niego Lozano, pokornie posypał głowę popiołem i przyjął wtedy absolutnie na siebie tą karę i naganę.