zamachy terrorystyczne w Norwegii w 2011 roku, których sprawcą był Anders Breivik Z Wikiquote, wolnego zbiornika cytatów
Zamachy w Norwegii miały miejsce 22 lipca 2011. O godz. 15:20 doszło do wybuchu bomby w Oslo, a następnie do strzelaniny na wyspie Utøya.
Co uderza mnie jeszcze bardziej, to naiwność i bezczynność norweskiego rządu. (…) To oczywiste, że odpowiedzialność za te zabójstwa ponosi morderca, ale dostrzec można także pewną słabość podstawowej ochrony ludzi w cywilizowanym kraju. To, że policji zajęło 1,5 godziny, żeby przejechać kilkaset metrów z Oslo.
Generał Gromosław Czempiński, który przed rokiem 1989 strzegł ładu i porządku dla Jaruzelskiego, a po roku 1989 dla Wałęsy, więc jest dogłębnie zachowawczy i konserwatywny, stwierdził w TVN24, że powodem tragedii w Oslo jest nadmierny liberalizm Norwegów i cechująca ich ponoć nadmierna tolerancja. To tak jakby Żydów obciążać winą za to, że ich Hitler znienawidził.
Kiedy okazało się, że to jednak norweska nacjonalistyczno-konserwatywna prawica, czyli że Norwegia zaatakowała się sama, eksperci i publicyści szybko wpadli na pomysł, że takiej zbrodni musiał dokonać szaleniec. Gdyby Breivik był muzułmaninem, jego czyn byłby owocem zbrodniczej religii i kultury. Wiadomo, że to „źli ludzie” znajdujący przyjemność w mordowaniu nas bez powodu. Natomiast Norwegowie są dobrzy. A nawet naiwni w dobroci. Nordyk – chrześcijanin czy poganin – w przeciwieństwie do Araba i Czeczena może coś takiego zrobić tylko, gdy oszaleje.
Nie możemy zamykać oczu na taki dramat. Uważam, że wszyscy europejscy politycy powinni się zastanowić, czy nie trzeba zaostrzyć reguł wydawania broni. Skoro wychodzimy z założenia, że ten dramat jest spowodowany przez pojedynczą osobę, która zwariowała, nie możemy zignorować faktu, że zależy to także od dostępu do różnego rodzaju broni i amunicji.
Po piątkowych zamachach Norwegia nie będzie już takim samym spokojnym i otwartym krajem. Zmieni się jak Ameryka po atakach terrorystycznych 11 września 2001 roku – nie tylko pod względem procedur bezpieczeństwa, ale i mentalnie. Porównanie z 11 września przewija się w wielu światowych i norweskich komentarzach. Dla 5-milionowego otwartego i bogatego społeczeństwa, zamach bombowy przed siedzibą premiera i masakra bezbronnych młodych ludzi na wyspie, uchodzącej dotąd za turystyczny raj, to prawdziwy szok. Tym większy, że wszystko wskazuje na to, że sprawcami nie byli terroryści z Al-Kaidy, tylko rdzenny Norweg uznający się za „chrześcijanina”.
Wszyscy całymi godzinami dywagowali na temat odrodzenia Al-Kaidy i „bezsilności liberalnego Zachodu” (…). Znaczna część mediów skwapliwie spełniała oczekiwania znacznej części swoich odbiorców, którzy chcieli mieć islamistów jako bezlitosnych morderców, więc im natychmiast islamistów jako bezlitosnych morderców dostarczono. Zgodnie z precyzyjnymi założeniami zamachowca z Oslo, który już wcześniej instruował swoich brytyjskich „białych braci”, jak szczuć na siebie wzajemnie wyznawców islamu i chrześcijan, żeby europejską „wielokulturowość” szlag wreszcie trafił. Ale zaraz potem Anders Behring Breivik odniósł kolejny sukces. Facet wyszedł z karabinem na dzieci żądając przywrócenia w Norwegii kary śmierci i głosząc, że liberalna demokracja jest zbyt miękka, żeby mogła przeżyć. A kiedy już dokonał masakry, grający pod publikę dziennikarze i politycy powtarzają jak zahipnotyzowane owce, że trzeba w Norwegii jak najszybciej wprowadzić karę śmierci, a liberalna demokracja jest zbyt miękka, żeby przeżyć. Sądzą, że polemizują z mordercą, podczas gdy literalnie i w całej rozciągłości powtarzają jego hasła, tyle że tysiąc razy głośniej i być może skuteczniej.
Zamachy norweskie przypominają Europie, że zabijać przypadkowych niewinnych ludzi potrafią nie tylko radykalni islamiści, lecz także „obrońcy cywilizacji białego człowieka”. Dorobią sobie usprawiedliwienie dla zbrodni z realnych konfliktów i problemów wynikających z tego, jak wygląda dziś nasz kontynent. (…) Zdrowie społeczne nie polega na izolacji mniejszości, tylko fanatyków.