polski pisarz Z Wikiquote, wolnego zbiornika cytatów
Wojciech Kuczok (ur. 1972) – polski prozaik, poeta, scenarzysta, krytyk filmowy.
Ta sekcja ma chronologiczny układ cytatów.
Kino poza tym, że bywa sztuką, zawsze jest widowiskiem, które się pośród fleszy i hałasów, w żywiole tłumnych emocji i na pierwszych stronach dzienników odnajduje bez trudu.
Źródło: „Zwierciadło” nr 5/1939, maj 2008
Krytyk filmowy w moim pojęciu jest człowiekiem pióra, który z tekstem filmowym próbuje dialogować, stara się werbalizować te intuicje, które reżyser filmowy obrazami zasugerował… Krytyk to ten, kto uwalnia filmowca od obowiązku mówienia na głos, to ten, kto człowiekowi obrazu wyjmuje słowa z ust; to ten wreszcie, na którego opinię twórca czeka z przejęciem po to, by dowiedzieć się, jaki film tak naprawdę nakręcił.
Źródło: „Zwierciadło” nr 5/1939, maj 2008
Prawdziwa krytyka cnót się nie boi.
Źródło: „Zwierciadło” nr 5/1939, maj 2008
Z psychopatologii widza multikinowego przejąłem zgubny nawyk spóźniania się na seans co najmniej kwadrans, żeby nie oglądać reklam.
Źródło: „Zwierciadło” nr 5/1939, maj 2008
Jak to możliwe, że w Polsce, w której coraz pewniej czuje się gejowska literatura, najlepszy teatr robią geje, w modzie jest ujawnianie homoseksualnej orientacji przez osoby publiczne – kino gejowskie wcale nie istnieje, a wątek homoerotyczny bywa poruszany chyłkiem, cichaczem średnio raz na dekadę? Ano tak właśnie, że każdy kiniarz i producent w tym kraju drży na brzmienie słowa „niszowość”, a w kraju srawa i prawiedliwości są tematy, które z mety na niszowość skazują.
Źródło: „Zwierciadło” nr 7/1941, lipiec 2008
Nie było dotąd w naszym kinie szczęśliwie zakochanej pary gejów – jakby to szczęście dwojga mężczyzn było najwyższą nieprzyzwoitością, nieopanowaną transgresją, najwyższym tabu. Najwyraźniej rodzimy widz powinien taki morał z filmów czerpać, że geje zawsze są żałości, a przynajmniej nieszczęśliwi.
Źródło: „Zwierciadło” nr 7/1941, lipiec 2008
Tragikomiczność i epizodyczność – oto warunki niezbędne do tego, by postać geja w polskim kinie pojawić się mogła.
Źródło: „Zwierciadło” nr 7/1941, lipiec 2008
Górskie porażki smakują bardziej niż tryumfy życia codziennego. Smakują ekstremalnie.
Źródło: „Zwierciadło” nr 8/1942, sierpień 2008
Ja bez Tatr po prostu nie mogę, jestem nimi opętany, zakopianinę muszę tankować regularnie, żeby silnik we mnie musiał pracować.
Źródło: „Zwierciadło” nr 8/1942, sierpień 2008
Przeżywanie Tatr, jeśli świadome i głębokie, jest zawsze podszyte grozą, żaden stopień doświadczenia górskiego odebrać jej nie powinien, nie tylko z powodu śmiertelnych niebezpieczeństw, czyhających po równo na żółtodziobów i rutyniarzy, ale z powodu braku smaku: kto się Tatr nie boi, nie zrozumie, jak smakują szczęśliwe powroty.
Źródło: „Zwierciadło” nr 8/1942, sierpień 2008
Miał tak twarde dłonie, że kiedy przytulał swoje dzieci, zostawiał im siniaki
Im bardziej umierał, tym bardziej odżywał.
Byłem, słuchem swojego pokolenia, tylko słuchem, bo głosu nikt mi nie udzielił.
Czas jej dodawał odwagi, lecz i ujmował nadziei.
Nigdy nikomu nie powiem „za moich czasów”, bo żaden czas nie był mój, nawet kiedy go miałem.
Jak najwięcej wydajności przy jak najmniejszej obecności – oto, czego się od nas żąda.
Nie mieli pomysłu na starość, tak jak wcześniej nie mieli pomysłów na życie.
Nie interesowali jej chłopcy odważni, proszący do tańca, podrywający, zachęcający, jej uwaga kierowała się ku krzesłom pod ścianami, na których wiercili się skrępowani nieśmiałością młodzi melancholicy, głodnym wzrokiem wodzący po falujących na parkiecie sukniach, po migawkowo odsłanianych w pląsach i obrotach nóżętach, po dekoltach uchylających w skłonie tajemnice półokrągłych cieni; młodzieńcy ci, udręczeni nałogiem onanizmu, wychylali kolejne kufle dla kurażu i koordynacji zmysłów, cóż, kiedy wciąż nie mogli oderwać się od swoich siedzisk i poprosić którejś z panien, choćby najbrzydszej na początek, do tańca. Ginęli więc kolejno w śnie pijackim albo oddawali się rozmowom w obrębie własnej płci, usiłując wspólnie ulżyć kompleksom.
Chleją, rechoczą, rzygają, zasypiają, budzą się, coś przegryzą, do sklepu się wymkną. Niechętnie… od picia mają światłowstręt. I apiać od nowa. Czasem któryś wyjmie flaka. I stara go męczy… naciąga… Ale nic z tego. Na tej melinie dokonuje się kurewstwo agonalne. Alkoholicy w stanie zejściowym przygłaskują sobie nawzajem zużyte organy, bo wciąż jak przez mgłę pamiętają czasy sprzed marskości, w których popijawie towarzyszyły męsko-damskie harce, czasy w których byli zdolni do przeżywania także innych, niż pośpieszne zabijanie kaca rodzajów przyjemności.
(…) ludzie tak naprawdę mogą mieszkać tylko w innych ludziach.depresja to nic innego jak bezdomność, na depresję cierpią ludzie, którzy nie mają w kim zamieszkać (…).
(…) nie przychodzi im do głowy, że to uwięzienie może smakować wolnością (…).
Niekochanym niewiele się przytrafia, ich nieżywe życia porastają pleśnią, ich dusze się duszą.
Robert lubi to miejsce, lubi otaczać się książkami, nawet jeśli nigdy nie zdąży ich wszystkich przeczytać (a właściwie czemu miałby ich nie doczytać po śmierci, oczami ślepca Robert widzi idealnie dla siebie dobrane zaświaty jako bibliotekę w kształcie labiryntu z nieskończoną liczbą niewielkich pokoików, w których mógłby, wymościwszy się w fotelu, czytać wiecznie, nieustannie, bez zmęczenia, bez snu, błądząc między książkami, błąkając się od książki do książki, bez wyrzutów sumienia, że czyta, zamiast pisać, bo po śmierci pisać już nie będzie musiał) (…).
Przeżyć da się wszystko, oprócz własnej śmierci.
Synu musisz być wielki i silny, bo cię zdmuchną, pamiętaj, słabych ludzi się zdmuchuje, potem chodzą tacy zdmuchnięci po dworcach i żebrzą.
Wampiry istnieją, tylko że zamiast krwi wysysają z nas sny.
Chyba nie ma czegoś takiego jak czyste szczęście lub nieszczęście, są jakieś wzloty i upadki. Ale też nigdy w życiu nie przypuszczałem, że z taką dumą będę mówił: „mieszkam na wsi”, „jestem wieśniakiem”. Życie na wsi wpływa też na uspokojenie życia rodzinnego, bo każde z nas ma sporo przestrzeni tylko dla siebie. Tylko z pisaniem u mnie jak zwykle kiepsko. Teraz niczego nie brakuje – mam spokój, naturę na wyciągnięcie ręki, gabinet na drugim piętrze z widokiem na góry, a pisać nie chce mi się tak samo, jak mi się nie chciało, kiedy mieszkałem w mieście.
Źródło: Agnieszka Drotkiewicz, Oczyszczenie, Dwutygodnik.com nr 96/2012
Cokolwiek by mi się dobrego przez te minione czterdzieści lat przytrafiało w życiu zawodowym czy prywatnym, wciąż czułem, że w głębi ducha skowyczę; mnie miasta naprawdę śmiertelnie męczą.
Źródło: Agnieszka Drotkiewicz, Oczyszczenie, Dwutygodnik.com nr 96/2012
Czysty brud to są ślady namuliska, które ma na sobie grotołaz po wyjściu z jaskini. W przypadku groty nowo odkrytej to jest brud wręcz aseptyczny, nie ma nic wspólnego z człowiekiem, to nie żaden ludzki syf, tylko glina, gleba, albo na przykład resztki guana nietoperzy. Błotem w jaskini mogę się smarować jak domorosły apacz, ale w błoto uliczne przedreptywane przez setki podeszew nie włożyłbym ręki. Zmywam z siebie to, co ludzkie, ale po wyjściu z groty nie wstydzę się ubłoconych okularów, gęby czerwonej od sklejonych terra rosa i włosów sklejonych gliną. Nie szukam potoku, żeby się oczyścić, zanim wrócę między ludzi – wszak to z ludzkości się pod ziemią oczyszczam.
Źródło: Agnieszka Drotkiewicz, Oczyszczenie, Dwutygodnik.com nr 96/2012
Ludzie lubią czytać romanse z happy endami, a ja bardzo lubię wprawiać ludzi w dobry nastrój.
Źródło: „Tom Kultury” nr 18(41), 19 września–2 października 2008
Pisarz to jedna z tych profesji, w której sprawne udawanie mądrzejszego od siebie jest niezbędnym warunkiem powodzenia.
To co jest moją największą zmorą, to poczucie, że czas zaczyna bardzo szybko uciekać. Czuję organicznie, że przekroczyłem już połowę życia. Nie wiem, kiedy to się stało, ale wyraźnie czuję, że to już jest finałowe odliczanie, coraz szybsze. Że za chwilę zacznie się proces tracenia pewnych od urodzenia przypisanych mi uczuć, zjawisk, ludzi, zaczną umierać moi bliscy, zacznę sam się starzeć, nie będę w stanie robić tego, co sprawia mi przyjemność: grać w piłkę, wspinać się, biegać. Czas staje się coraz bardziej uciążliwy, przerażający. Zaś będąc w jaskiniach, ulegam bardzo silnie złudzeniu, że czas nie płynie. Jaskinie są absolutnie takie same przez miliony lat.
Źródło: Agnieszka Drotkiewicz, Oczyszczenie, Dwutygodnik.com nr 96/2012
W grotach jestem poza światem, poza światłem, więc i poza życiem – jedyny hałas, który mnie tam niepokoi, to bicie własnego serca.
Źródło: Agnieszka Drotkiewicz, Oczyszczenie, Dwutygodnik.com nr 96/2012
W podziemiach tatrzańskich widzę często kształty tak niepojęte, że tylko u Witkacego w pastelach i rysunkach da się jakieś echa tych form zobaczyć, bo on bardzo lubił wpisywać portrety w taki surrealnie wręcz postrzępiony pejzaż górski. U Witkacego góry były niesamowite przez to, że on w swoich halucynacjach widział je tak, jak one wyglądają od spodu.
Źródło: Agnieszka Drotkiewicz, Oczyszczenie, Dwutygodnik.com nr 96/2012
Zdarza się, że adepci pióra zdobywają mój adres e-mailowy i potem uparcie przysyłają mi swoje projekty literackie, ale ich namolność ogranicza pocztowa funkcja „uznaj za spam”.
Ręce mi opadły, kiedy przeczytałem kilka dni temu na waszych łamach tekst Wojciecha Kuczoka. Znany pisarz obrzuca głosujących na PiS biedaków epitetami, bo „dali się kupić” zasiłkiem na dzieci. Nie zadaje sobie pytania, jak złą macochą musiała być Polska, skoro obietnica kilkuset złotych pomocy tak wielu przekonuje. To sarkanie z uprzywilejowanej pozycji na lud jest niemoralne, ale – co pewnie ważniejsze – jest też po prostu politycznie nieskuteczne. Jeśli tak miałyby wyglądać szańce obrony demokracji, to ja się na taką obronę nie piszę.