(…) dzisiaj hierarchia wartości w kinie została zburzona – nikt nie przejmuje się, czy aktor gra dobrze czy źle, mało kto przejmuje się tym, czy zdjęcia są dobre, a reżyser potrafi opowiedzieć historię. Właściwie prawie nikt nie widzi różnicy między amatorszczyzną a zawodowstwem.
Kończąc jeden film, zawsze myślę już o następnym. Tyle, że potem okazuje się, że te przygotowania (…) przedłużają się nawet do 10 lat, gdyż na poważny projekt nie można znaleźć pieniędzy.
Krytykiem filmowym byłem zamiast. Wiedziałem już w szkole średniej, że kiedyś będę próbował robić filmy. Rozumiałem wtedy reżyserię (…) jako rodzaj powołania. Był to rezultat wychowania na filmach szkoły polskiej.
Źródło: „Film” nr 51, 1988
Moje filmy mają zwykle widoczną warstwę sensacyjną, bądź melodramatyczną, która, oczywiście, wcale nie jest najważniejsza, ale dopiero na jej podstawie staram się budować znaczenia głębsze. Emocje są do pogodzenia ze sferą intelektualną. Obie te sfery powinny istnieć w filmie, jeśli ma on mieć jakąś rangę i dotrzeć do widza.
Źródło: „Kino” nr 5, 1986
Kilkanaście lat temu reżyser został podczas festiwalu w Gdyni zlinczowany za film Deszczowy żołnierz. Dostał „Złotego Pawia” dla najgorszego polskiego filmu za obraz, który wcale nie był na festiwalu najgorszy, nie był nawet filmem złym. Rozpętała się afera na cały kraj, w obronie krojonego na kawałki tępym nożem Saniewskiego stawali Jacek Kuroń i Jan Miodek. (…) Dziś można już tylko domyślać się, co było powodem tamtego ataku. Saniewski, wrocławianin, zawsze funkcjonował poza środowiskiem. Wcześniej był krytykiem filmowym, który przeszedł na druga stronę barykady. Zaczął robić filmy, ale nie uczestniczył w koteriach filmowych dzielących nagrody i sterujących recenzjami. Łatwo więc byłoby atak na jego film wytłumaczyć spiskiem wymierzonym w człowieka spoza układu. Ale równie dobrze powód mógł być banalnie prosty. „Złotego Pawia” trzeba było po prostu komuś dać, a reszta reżyserów miała w jury kogoś znajomego, zaprzyjaźnionego. Padło na Saniewskiego.