Obserwowanie to dla mnie za mało. Widz powinien uwierzyć w ten świat, który kreuję na scenie. Ja danemu bohaterowi użyczam emocji, a z widzem się nimi dzielę. Dopuszczam go do mojego świata. Oddaję część własnej intymności. To chyba jakaś forma ekshibicjonizmu. Nie mówię: „widzu, widzu, mój bohater tak cierpi, przyjrzyj się”. Ja udzielam mu tego cierpienia, tych emocji. Widz nie może wyjść obojętny z teatru. Nie może powiedzieć „fajnie było”. Może być wściekły, ale musi być poruszony.
Współczesny widz, współczesny „oglądacz”, przypatrując się coraz większej ilości prezentowanych mu atrakcji nie nasyca się, lecz jedynie wyostrza swój apetyt. Rezygnując z wysiłku, jakiego domagała się od niego ongiś zabawa, przyzwyczajony, że rozrywka należy do zakresu należnych mu świadczeń, niczym opieka lekarska, żąda coraz więcej i więcej. Jest głodny, ponieważ pokarm, którym się żywi, jest jałowy, ponadto nie stanowi jego własnej zdobyczy, lecz zostaje mu podetkany pod nos przez profesjonalistów. Jego przeżycie jest powierzchowne, szybko podlega znudzeniu.
Autor: Krzysztof Teodor Toeplitz, Mieszkańcy masowej wyobraźni, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1972, s. 111–112.