polski polityk Z Wikiquote, wolnego zbiornika cytatów
Mieczysław Niedziałkowski (1893–1940) – polski działacz socjalistyczny i publicysta, jeden z czołowych polityków PPS, redaktor naczelny pisma „Robotnik”, członek Głównej Rady Politycznej.
Chciałbym raz usłyszeć uzasadnienie prawne Berezy. Art. 97 i 98 Konstytucji są z nią sprzeczne. Kodeks Karny obozów izolowanych nie przewiduje. Koncepcja obozów koncentracyjnych powstała w dobie wojny światowej, rząd sowiecki zastosował ją w okresie wojny domowej, faszyzm rozwinął ją w tempie błyskawicznym i uczynił z niej instytucję stałą, stałe narzędzie rządzenia. Panowie ulegliście czarowi naśladownictwa.
Demokracja parlamentarna nie była wcale i nie jest wcale spełnieniem snów doktryny liberalnej; powiedziałbym: wręcz odwrotnie! Była przykrą niespodzianką dla tej doktryny i dla jej przedstawicieli i w zakresie teorii i w zakresie praktyki; wprowadziła bowiem klasę robotniczą – w roli czynnika decydującego – na scenę historii najnowszej. Liberalizm czerpał soki żywotne z naiwnego optymizmu. Formuła – skrócona i uproszczona – głosiła po prostu: niech każdy robi, co może; niech utrwali się „wolna gra” sił społeczno-ekonomicznych, talentów, zdolności, interesów; z „wolnej gry” powstanie budowla harmonijna. Rozwój kapitalizmu zaprzeczył radykalnie wszystkim złudzeniom tego optymizmu. Kapitalizm nie otworzył pola dla żadnej „wolnej gry”. Równość formalna wobec prawa nie okazała się równością faktyczną w życiu politycznym, społecznym i gospodarczym.
Gdyby panowie zechcieli istotnie bezstronnie, nie pod kątem widzenia swego obozu, przemyśleć doświadczenie, praktykę i wyniki ustawodawstwa dekretowego i techniki dekretowej, to sądzę, że wielu z Panów w swym przekonaniu i w swym sumieniu doszłoby do tego samego wniosku, do którego my dochodzimy. Wynik tego nastawienia całej polityki państwowej polega na fakcie, że za płaszczem quasi dyrektury Prezydenta Rzeczypospolitej i w dużym stopniu za plecami wszechwładnego rządu wyrasta i rośnie coraz bardziej rzeczywisty, prawdziwy dyktator Rzeczypospolitej – polska biurokracja, coraz bardziej obca, coraz bardziej daleka potrzebom i dążeniom najszerszych mas społeczeństwa.
Nie wywołaliśmy tej wojny i nie chcieliśmy jej. Została nam narzucona. Będzie to wojna o całe jutro świata. Są tylko dwie drogi rozwojowe: albo podporządkować się Trzeciej Rzeszy w jej planach hegemonii, albo złamanie tych planów i ocalenie zarazem wolności narodów, wolności ludów i wolności ludu. Weszliśmy na drogę drugą. To jest Polski dziejowy szlak.
Nieumiejętność praktyczna i niemożność teoretyczna rozwiązania „skomplikowanych węzłów” demokracji parlamentarnej doprowadziły szereg odłamów europejskiego liberalizmu do ucieczki od dawnych ideałów, do ukrycia własnej klęski w fałdach płaszcza dyktatora, pod chorągwią „cezaryzmu”, gdzieniegdzie w „cichej przystani” dogmatycznej doktryny faszystowskiej. Tzw. kryzys parlamentaryzmu można by nazwać w pewnym sensie kryzysem wewnętrznym mieszczańskiej myśli liberalnej, która usiłuje przerzucić odpowiedzialność za swoje załamanie się, za swoją niewystarczalność ideową, na świat zewnętrzny.
Przeżywamy okres dziejowy „niestałej równowagi sił społecznych”; faszyzm, „cezaryzm”, dyktatura jednostki, monarchizm usiłują utrwalić, stabilizować, sztucznie moment chwilowej przewagi kapitału (w szerokim słowa znaczeniu) nad pracą. Dyktatura komunistyczna w Związku Republik Sowieckich usiłuje utrwalić, stabilizować sztucznie moment chwilowej przewagi fizycznej (jesienią roku 1917) pracy nad kapitałem. I jedno i drugie jest w zasadzie beznadziejne. Socjalizmu niepodobna „wprowadzić” przemocą; niepodobna także przemocą powstrzymać na stałe jego pochodu naprzód – chyba, że nastąpi katastrofa całej cywilizacji nowoczesnej. I jedno i drugie prowadzi rozwój dziejowy na szlaki gwałtownych – rewolucyjnych i kontr-rewolucyjnych – starć społeczno-klasowych, na szlaki załamań gospodarczych, które nie ratują kapitalizmu, nie ocalą komunizmu, ale utrudniają tragicznie, straszliwie, zwycięstwo socjalizmu.
Trzeba dostosować polskie życie wewnętrzne do rosnących niebezpieczeństw zewnętrznych. Ci, którzy temu przeszkadzają przez swoisty „patriotyzm reżimowy” czy „obozowy” przez hymny pochwalne i kadzidła, nie nadające się zupełnie do sytuacji – biorą na siebie olbrzymią historyczną odpowiedzialność.
Opis: krytykując oderwaną od rzeczywistości megalomanię obozu rządzącego.
Walka o demokrację parlamentarną leży we wspólnym interesie socjalizmu, jako idei, jako doktryny i jako ruchu, klasy robotniczej, Państwa Polskiego, jako całości.
Przy trumnie sylwetka żony w głębokiej żałobie, a obok ci, których Niedziałkowski najwięcej za życia nienawidził! Agenci policji tajnej, jawnej, mundurowej i cywilnej, polskiej bezpieki i rosyjskiej NKWD, wojsko z Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego – jedni z bronią w ręku, drudzy ukrytą, a wśród nich Bierut, „dygnitarze państwowi”, zabezpieczeni w ten sposób przed rzekomo wielbiącym ich tłumem robotników i chłopów, którzy masowo przybyli na pogrzeb. Stoją nad grobem Niedziałkowskiego przyjaciele i współpracownicy Niemców w chwili, gdy ci mordowali Niedziałkowskiego, z przybraną na twarze obłudną maską żałoby, a wśród nich świeci łysą czaszką cyniczna twarz „wieprza z Chicago”, Cyrankiewicza. Niedziałkowski otrzymuje po śmierci z rąk Bieruta najwyższe odznaczenie – Krzyż Grunwaldu. Order, wrzucony w dół na trumnę, trzasnął jak policzek.
Opis: o ekshumacji ciała Mieczysława Niedziałkowskiego z grobu w Palmirach i pogrzebie w czasach komunistycznych „na koszt państwa” z udziałem komunistycznych oficjeli.
Źródło: Stefan Korboński, W Imieniu Rzeczypospolitej, Wydawnictwo Bellona, Warszawa 1991, s. 23–24.
Ujrzałem jeszcze Niedziałkowskiego, ale sześć lat później, już w trumnie. Wydobyto ze zbiorowej mogiły w Palmirach dobrze zachowane zwłoki, przy nich fotografię żony, papierośnicę, nawet wizytówki. Potem fałsz i obłuda uroczystego pogrzebu „na koszt państwa". Towarzysze pracy: walki, stojący gdzieś z boku, patrzą rozszerzonymi oczyma na tragiczne widowisko.