Kołtun polski (łac. Plica polonica, ang. Polish plait; zwany także gwoźdźcem, goźdźcem lub pliką) – sklejony łojem i wydzieliną wysiękową pęk włosów na głowie, powstały na skutek braku higieny lub niekorzystania ze szczotki bądź grzebienia. Stare przesądy zabraniały obcinania kołtunów.
Każdy ustrój ma swoją chorobę. Chorobami współczesnego kapitalizmu są schizofrenia, bezsenność czy depresja. Chorobą świata jęczmiennego był natomiast kołtun.
Autor: Kacper Pobłocki, Chamstwo, wyd. Czarne, Wołowiec 2021, s. 255.
Kołtun zakorzeniał się głównie tam, gdzie była największa bieda. (…) W połowie XVIII wieku dwie trzecie chłopów mazowieckich było kołtunowatych. Zapuszczano tam kołtuny małym dzieciom, ledwie im tylko włosy podrosły.
Autor: Zbigniew Kuchowicz, Leki i gusła dawnej wsi. Stan zdrowotny polskiej wsi pańszczyźnianej w XVII-XVIII w., Warszawa 1954, s. 58.
Lekarze w poglądach na kołtun dzielili się na dwa obozy: jedni twierdzili, że spilśnienie w postać mniej więcej zbitej i posklejanej tkaniny, które u ludzi i zwierząt na różnych częściach ciała widzimy, jest chorobą swoistą sui generis, lub też różnych chorób przesileniem; drudzy zaś, że kołtun nie ma bezwarunkowo nic wspólnego z tem, co w znaczeniu naukowo-klinicznem zowie się chorobą, i że jest on wytworem niechlujstwa, zaniedbania mycia i czesania głowy, czasami wilgotnych wysypek na częściach ciała owłosionych, lub też wreszcie dostania się do włosów jakiejś lepkiej substancyi, a nadto, że kołtun można sfabrykować sztucznie, a taki sztuczny kołtun niczem się od t. zw. prawdziwego nie będzie różnił.
Moje dredy wzbudzają tu wiele sympatii, zwłaszcza wśród czarnych. Co i rusz ktoś zaczepia mnie z uśmiechem i zagaduje, czy nie mam męża z Afryki. Z uśmiechem tłumaczę, że dredloki wcale nie są wynalazkiem rastamanów i Afrykanów. I powołuje się na pojęcie „kołtuna polskiego”, dokładnie opisanego w relacjach podróżników odwiedzających nasz kraj w XVII wieku. Kołtun był wtedy zjawiskiem tak powszechnym, że wszędzie w Europie określano go łacińską nazwą plica polonica i kojarzono z Polską. W pewnym sensie możemy być dumni, że wprowadziliśmy ten rodzaj uczesania do Europy.
Autorka: Olga Tokarczuk, Moment niedźwiedzia, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2012
Można uznać kołtun za chorobę miejscową o tyle, że faktycznie pojawiał się tam, gdzie gospodarka folwarczna występowała w swojej najbrutalniejszej postaci. Kołtun był chorobą zupełnej podległości. „Trzymał się” brzegów rzek: im bliżej arterii komunikacyjnych, im bliżej serca państwa, tym silniej pętał klasę ludową. Zgniła atmosfera życia codziennego wywoływała głęboki smutek. Smutek, którego doświadczano w ukryciu, podczas gdy na twarzy utrzymywano pozory radości. Smutek, z którym nie można było sobie poradzić, uciekając od państwa do bezpaństwa. Smutek, który zżerał człowieka od wewnątrz. (…) W czasach pańszczyźnianych nie istniało słowo „stres”. Dzisiaj, gdy człowiek nosi w sobie frasunek pomimo pozornej wesołości, diagnozuje się u niego depresję. Nie ma powodów, aby zakładać, że życie włościan nie wiązało się z tego rodzaju dolegliwościami, choć używano wówczas innych pojęć, by je nazwać. I wykształcono inne narzędzia, by sobie z nimi radzić.
Autor: Kacper Pobłocki, Chamstwo, wyd. Czarne, Wołowiec 2021, s. 254-255.
Staropolska nazwa kołtuna brzmiała też krzczyca. Kołtun to był krzyk do środka. W pewnej chwili się uwalniał i przejmował kontrolę nad ciałem.
Autor: Kacper Pobłocki, Chamstwo, wyd. Czarne, Wołowiec 2021, s. 265.
Wiele wskazuje, że występowanie ciężkich i przewlekłych stresów stawało się (…) powodem nie tylko ewidentnego nasilenia w stosunku do średniowiecza chorób nerwowych i psychicznych, lecz między innymi „ucieczki w chorobę”, wmawiania sobie i otoczeniu, że choruje się na „kołtun”, „wapory”, że jest się „zaczarowanym” lub „zauroczonym”.
Autor: Zbigniew Kuchowicz, O biologiczny wymiar historii. Książka propozycji, Warszawa 1985, s. 141.
Włościanie w guberni mińskiej byli najubożsi. Grunta ich liche, zbyt zboża żaden. Ucięmiężenia przez panów były powszechniejsze. (…) Klimat wilgotny robił ich bardzo leniwemi i gnuśnemi. Z przyczyny wilgoci, niechlujstwa włosy na głowie sklejały się i formowały kołtun, który później i lekarze poczytali za chorobę miejscową i nawet dali naukową nazwę plica polonica.
Autor: Adam Bućkiewicz, Obrazki stanu włościan litewskich do ich usamowolnienia, to jest do roku 1864 [w:] Obraz wsi sokólskiej połowy XIX wieku w rękopisie Adama Bućkiewicza, red. A. Garbuz, E. Tumiel, Sokółka 2011, s. 91.
Wreszcie przyśniło mu się kołtun zapuścić i nie tykając włosów, doczekał się ogromnego, starannie pielęgnowanego, dla którego czapkę nawet musiał kazać zrobić na uszach.
Autor: Józef Ignacy Kraszewski, Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił, Kraków 1988, s. 34.