Dziś powinno się robić w teatrach tylko monodramy, bo trudno zebrać na próbę trzech aktorów – ten ma reklamę, ten serial lub sesję zdjęciową. A aktor dojrzewa do roli na próbach, bez tego nie ma spektaklu. Tylko w teatrze można obronić i uratować aktorstwo.
Jakim artystą?! Nie pozwalam tak o sobie mówić, bo artyzm to jest coś, co czasem się komuś zdarza, ale ocenia to widz, a może dopiero historia. Dlatego normalny człowiek, według mnie, nie może pozwolić nazywać siebie artystą. Jestem właśnie normalnym rzemieślnikiem i staram się robić wszystko, najlepiej jak potrafię. Moimi majstrami byli m.in. Tadeusz Łomnicki, Aleksander Bardini, Zofia Mrozowska i inni wybitni ludzie teatru. Oni nie uczyli mnie artyzmu, lecz zawodu.
(…) jeśli nie przyciągnę widzów, to muszę zamknąć teatr. Skończmy z tym, że grzechem jest przyciągać ludzi do teatru przy pomocy rozpoznawalnych nazwisk!
Nie bardzo wiem, co to jest wolny czas. Bardzo dużo pracuję. Raz, że lubię. Dwa, że nie mam innego wyjścia. Pracuję oczywiście w teatrze, w filmie, w kabarecie, telewizji jak również sporo czytam i trochę piszę. Nie mam ostatnio wolnego czasu. Jednak najlepszym dla mnie wypoczynkiem jest zabawa z moimi dziećmi. A jak mój sześcioletni mój syn, Kajetan, nie chce myć ząbków, mówię do niego głosem Pumby: „Timon, mój najlepsiejszy przyjacielu, nie rób mi tego”. I problem znika.
Obecnie, kiedy króluje technika komputerowa, pracuje się inaczej. Aktor jest sam w studio, a jak się „zatnie”, to zaczyna od momentu, w którym się pomylił. Nie wiem, czy jest lepiej – na pewno łatwiej.
Pamiętam, że miałem kiedyś taką szeptankę (czytanie). Byłem wtedy na pierwszym roku PWST, a szeptankę miałem o jakiejś angielskiej szkole. Nie pamiętam tytułu ale wiem, że aktorzy udając dzieci, grali jakiś teatrzyk, a ja patrzyłem w ten tekst i czytałem. Potem była pewna scena i ja patrzę na tekst, a potem na obraz (a chcę dodać, iż nie przeczytałem tego tekstu wcześniej) i widziałem dzieci, które w tym czasie się bawiły, więc przeczytałem fonetycznie „to be or not to be”, myśląc, że jak to są dzieci, to im się mówi, że to jest be, a to nie jest be. I w tym momencie słyszę na sali ryk kolegów. „O cholera” – pomyślałem – „przecież powinienem przeczytać to jako «tu bi or not tu bi» (być albo nie być)”, bowiem ów dziecięcy aktor, grał Hamleta i dlatego wyszło tak, jak wyszło. Pamiętam, że był to straszny wstyd.
Teatr wymaga od publiczności poświęceń. Widz musi wyjść z domu, wydać pieniądze na bilet i dlatego trzeba mu dać kawałek siebie. Trochę jak z telewizją, trzeba sprawić, by widz nie przełączył kanału.
W moim życiu aktorskim najważniejsze jest to, aby cały czas pracować. Każda propozycja jest nowym wyzwaniem. Jeśli, co daj Boże, zagram dobrze, rola jest udana, to i tak odkładam to na półkę. Chcę iść dalej.
Występowałem praktycznie w każdym teatrze w większym mieście w Polsce. Grywałem w domach kultury, właściwie w każdym miejscu, gdzie się zbierali ludzie zainteresowani teatrem.